Kącik Popkultury

„Zadzwoń do Saula!” – sezon 6, odcinek 9 [RECENZJA]. Gorzki smak zemsty

Uwaga! Recenzja spoilerowa. Tekst zawiera spoilery z seriali „Better Call Saul” oraz „Breaking Bad”.

Kolejny odcinek szóstego sezonu „Better Call Saul” udowadnia, że scenarzyści są i zawsze byli wiele kroków przed widzem. Mimo że historia Jimmy’ego McGilla w 6B rozwija się zgodnie z wieloma przypuszczeniami fanów, to sposób, w jaki poszczególne pomysły zostają przedstawione na ekranie zawiera w sobie wiele świeżości i niespodziewanej, emocjonalnej dramaturgii. „Fun & Games” to odcinek, który nie tylko sprawnie rozlicza się z konsekwencjami napakowanej akcją zeszłotygodniowej premiery, stanowi również wyraźną klamrę dla wątku mafijnego i poświęca czas ekranowy wszystkim głównym bohaterom, doprowadzając do końca nierozwiązane wcześniej wątki. Jednocześnie jest to odcinek, który przez genialne w swojej przewrotności zakończenie najpewniej zapowiada nam kształt pozostałej części sezonu. Dokładnie tak – chyba właśnie nadszedł TEN moment, na który wszyscy tak długo czekaliśmy.

Czas trwania metrażu wypchany jest po brzegi – już w pierwszych minutach mamy do czynienia z pomysłowym, przeplatanym muzyką montażem, który ukazuje nam próbę powrotu do normalności przez Kim i Jimmy’ego po pamiętnym, traumatycznym spotkaniu z Lalo. Jak można było się spodziewać, dostosowanie się do nowej rzeczywistości jest dla postaci Odenkirka znacznie prostsze niż dla „niedoświadczonej” w ukrywaniu uczuć i dźwiganiu poczucia winy Kim. Saul zatapia się w wir pracy, podczas gdy Wexler kwestionuje wszystkie znane jej wartości – w tym przede wszystkim adwokacką karierę; jak może walczyć o prawdę i sprawiedliwość dla swoich klientów, skoro sama przykłada rękę do jej tuszowania? Ten krótki montaż – przywodzący na myśl słynne „Something Stupid” – doskonale obrazuje nam sytuację psychologiczną głównych bohaterów. A to wszystko jeszcze zanim czeka ich najbardziej wymagająca próba – uczestnictwo w zorganizowanej w siedzibie HHM stypy po Howardzie. W „Fun & Games” nie ma czasu do stracenia; może i odcinek nie zawiera strzelanin, ale to nie znaczy, że mało się w nim dzieje, wręcz przeciwnie. Każda minuta dźwiga spory, emocjonalny ładunek, co doskonale obrazuje nam sam początek.

W dalszej części przechodzimy do konkluzji wątku Gusa i Mike’a. Gus – po zlikwidowaniu Lalo – spotyka się z Donem Eladio, aby wyjaśnić oskarżenia wysnute w kierunku Gustavo poprzez Hectora. Hector informuje kartel, że Lalo skontaktował się z nim po swojej upozorowanej śmierci i rozpoczął gromadzenie dowodów na zdradę Gusa. Jako widzowie, którzy świadkowaliśmy tym wydarzeniom wiemy doskonale, że jest to prawda; Gus jednak nie ma co się o martwić, gdyż Lalo w tak doskonały sposób sfingował własny zgon, że słowa niepełnosprawnego Salamanki nie są nawet przez moment brane na poważnie. Don Eladio – będący głową narkotykowej operacji w całym Albuquerque – daje jednak wyraz swojej przenikliwości, nie przechodząc obojętnie obok wyraźnej nienawiści Gusa wobec Hectora. Porachunki mafijne odbywają się nocną porą przy basenie w domu Dona Eladio – przy tym samym basenie, przy którym to w przeszłości Hector zamordował bliskiego Gustavo Maksa. Świetnie ogląda się tę scenę w kontekście „Breaking Bad”; teraz Gus dopiął swego i wrócił do budowy laboratorium, wciąż jednak odpowiada przed kimś wyżej, co tylko przypomina mu o chęci doprowadzenia do końca swojej osobistej zemsty.

Właśnie – zemsta. Mike, tchnięty wyrzutem sumienia, postanawia nawiązać kontakt z ojcem Nacho, aby poinformować go o śmierci syna. Rozmowa między tą dwójką to kilkuminutowa, prosta scena, w której zderzają się dwa światy; dwóch ojców, których synowie ponieśli śmierć z powodu zejścia na złą drogę, ale jednocześnie ojców, którzy w zgoła odmienny sposób poradzili sobie ze stratą. Mike, wkroczywszy w świat przestępczy, chciał pomścić śmierć syna i zapewnić godną przyszłość pozostawionej przez niego rodzinie, z kolei Manuel Varga pozostał uczciwy i to samo próbował wpoić wcześniej Ignacio. Starszy Varga trafnie wskazuje, że wszystko w świecie przestępczym dyktowane jest prawem zemsty, przez co rozlew krwi i spirala nienawiści tak naprawdę nigdy w pełni się nie skończą. To trafne spostrzeżenie nie tylko w kontekście wątku Nacho, ale i całego serialu – zarówno „Better Call Saul”, jak i „Breaking Bad” wyraźnie wskazują nam, że zejście „na złą drogę” zawsze ma dalekosiężne, przykre konsekwencje. Tak było w życiu Mike’a teraz, i, jak wiemy, tak będzie też później – po zabójstwie Wernera ciężko mu spojrzeć szerzej na własne postępowanie, gdy tak dobrze odnalazł się w roli pomagiera Gusa. To chyba jedna z najbardziej tragicznych postaci obu serii.

Giancarlo Esposito jako Gustavo Fring, wpatrujący się w pamiętny basen

Wracając na moment do Gusa – podobny co w przypadku Mike’a emocjonalny wydźwięk nosi scena, w której Fring udaje się do baru i wchodzi w dialog ze znajomym kelnerem. Gustavo okazuje ludzką twarz i nawet dopuszcza się lekkiego flirtu, po czym – gdy na moment zostaje zostawiony sam sobie – jego oblicze znów przeszywa gorycz i charakterystyczny, śmiertelnie poważny wyraz twarzy. Stan duszy bohatera zostaje nam przedstawiony bardzo symbolicznie – gdy Gus kosztuje rekomendowanego przez kelnera wina w jego towarzystwie, jest zachwycony jego smakiem, lecz gdy – będąc już sam – postanawia zaczerpnąć kolejny łyk, cała magia ulatuje, a smak w niczym nie przypomina tego sprzed chwili. Gus dochodzi tym samym do bardzo gorzkiego wniosku, że odtąd jego życie już zawsze będzie przepełnione zemstą i nie ma w nim miejsca na nawiązywanie prywatnych relacji takich jak przyjaźń czy miłość; nawet kilkuminutowe oderwanie od roli narkotykowego barona kończy się dla niego fiaskiem. Rzuca to nieco inne światło na jego postać i zarówno przeszłe, jak i przyszłe poczynania bohatera.

Wszystko opisane wyżej ma miejsce w pierwszej połowie odcinka; w drugiej znów wracamy do Jimmy’ego i Kim, którzy udają się na in memoriam Hamlina. Podczas rozmowy z żoną Howarda, Cheryl, dzieją się dwie istotne rzeczy: po pierwsze, Kim – broniąc swojego dobrego imienia i trzymając się narracji o uzależnionym od kokainy Howardzie – posuwa się do perfidnej manipulacji na partnerce zmarłego, wpędzając ją tym samym w głębokie poczucie winy. Słowa przez nią wypowiedziane są tak okrutne, że nawet McGill wydaje się nimi zaskoczony. Po drugie – Jimmy, pół żartem, pół serio, w końcu przyznaje, co kierowało jego nienawiścią do Howarda przez cały serial: przez cały ten czas był zazdrosny, że Hamlin zdobył szacunek Chucka, podczas gdy Jimmy zawsze spotykał się z pogardą starszego brata. Te słowa pomagają mu uwiarygodnić zeznanie o ostatnim spotkaniu z Howardem, ale trudno nie odnieść wrażenia, że w zasadzie było to szczere, nigdy nie słyszane wcześniej wyznanie.

I to nie jedyne wyznanie, które pada w tym odcinku – Jimmy i Kim w emocjonalnej, wartej obsypania ich nagrodami Emmy scenie przed samym końcem przyznają, że się kochają. Para ta, mimo bycia ulubieńcami romantycznymi fanów od dawna, ba, nawet mimo bycia małżeństwem, nigdy nie wypowiedziała wcześniej do siebie tych słów; twórcy nie bez powodu trzymali je właśnie na tę, miażdżącą serca okazję, gdy Kim decyduje się opuścić McGilla i zrezygnować z kariery prawniczej. W trakcie pożegnalnej rozmowy kochanków Kim zalicza nawet własny moment ala Walter White, gdy przyznaje, że związek z Jimmym i przekręty, których dopuścili się razem na przestrzeni lat, były dla niej świetną zabawą. Toksyczna miłość staje na drodze ich dalszemu życiu, co prowadzi nas do punktu kulminacyjnego – ostatecznej przemiany Jimmy’ego McGilla.

Jimmy McGill jako Saul po skoku czasowym w „Fun & Games”

Przemiany zresztą bardzo brutalnej – końcowe pięć minut przenosi nas do linii czasowej „Breaking Bad”, w której Saul – już bez Kim u swego boku – uprawia przygodny seks z prostytutką i rozpoczyna swój zwyczajowy, biurowy dzień jako „najskuteczniejszy obrońca uciśnionych w Albuqerque”. Bohater, który za czasów emisji „Breaking Bad” służył nam jako comic relief i to właśnie jako obleśny, szemrany prawnik po czterdziestce zdobył swoją ikoniczność, teraz jawi nam się w innych barwach: jako brutalna, odcinająca go od wspomnień od przeszłości maska. Jimmy – prawdopodobnie tęskniący za Kim i obwiniający się za rozpad ich związku oraz śmierć Howarda – szuka ucieczki od rzeczywistości, zapełniając swoje życie drogimi błyskotkami, lekami psychotropowymi i uciechami cielesnymi. Czuję się, jakby Peter Gould tą końcową sceną dosłownie dał mi w mordę, i prawdopodobnie nie jestem w tym odczuciu jedyny.

Co jednak zdarzy się od tego momentu dalej? Nie wiadomo – prawdopodobnie na stałe zostaniemy już w tej linii czasowej, przez co ciężko przewidzieć fabuły dalszych odcinków. Wydało nam się, że znamy Saula, ale wcale tak nie było – być może też zostanie nam rzucone nowe światło na rozpoczęcie współpracy z Waltem? I czy w tym wszystkim ma szansę jeszcze powrócić Kim? Jej wątek wydaje się skończony, ale wątpię, że twórcy na tym poprzestaną. Niezależnie od tego, co trzyma dla nas przyszłość, „Fun and Games” to odcinek kompletny, który dodaje psychologicznej głębi każdej z głównych postaci serialu, będąc tym samym wirtuozerią udanego scenariopisarstwa. Czyżby ten poziom miał szansę utrzymać się już do samego końca?

Ocena: 10/10

Zobacz również recenzję poprzedniego odcinka: „Zadzwoń do Saula!” – sezon 6, odcinek 8 [RECENZJA]. Koniec pewnej epoki?

oraz moje przewidywania o finałowym sezonie: „Zadzwoń do Saula!” – co czeka nas w finałowych odcinkach serialu?

Podabał ci się artykuł? Udostępnij

Facebook
Twitter
Pocket
5 2 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Robert Solski

Robert Solski

Student czwartego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim i eskapista, który tak samo jak filmy pożera książki, a ostatnio też coraz częściej gra – i wirtualnie, i planoszowo. Stara się oglądać jak najwięcej kina niezależnego, usilnie jednak przeszkadza mu w tym słabość do blockbusterów i seriali. Lubi pisać o wszystkim, co go otacza – zwłaszcza o popkulturze.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy