„Beyond Good & Evil” to jeden z najbardziej kultowych tytułów biblioteki Ubisoftu. Co prawda oryginalnie wydane w 2003 przygody reporterki Jade, jej świniakowatego wuja i wynalazcy Pey’ja oraz rycerza Double H na malowniczej planecie Hillys z początku uznano za finansową klapę, lecz wizjonerski dla gatunku zręcznościowych przygodówek tytuł Michela Ancela z biegiem lat doczekał się rzeszy zwolenników. Uwielbienie wokół „Beyond…” na przestrzeni minionych dwóch dekad urosło do tego stopnia, że w chwili obecnej gra uznawana jest za niekwestionowany klasyk. Tytuł doczekał się ponownego wydania w postaci reedycji HD na konsole 7. generacji, Ubisoft (nie)aktywnie od ok. 2007 roku pracuje nad kontynuacją, a teraz, na początku wakacji 2024, firma – aby nie pozwolić fanom zapomnieć o marce – wydała „Beyond Good & Evil: 20th Anniversary Edition”, remaster przygotowany na współczesne systemy z okazji dwudziestolecia gry. Ale czy warto się nim zainteresować niezależnie od tego, czy macie do dzieła Ancela tak duży sentyment, jak spora część branży?
Między dobrem i złem
Fabuła „Beyond Good & Evil” od początku jest dosyć prosta, ale przyjemnie zniuansowana. Oto przenosimy się na malowniczą planetę Hillys, której populacja składa się z ludzi i antropomorficznych zwierząt żyjących w harmonii. Status quo zostaje jednak zburzony w momencie ataku tajemniczych kosmitów z frakcji DomZ. Obcy przybysze porywają mieszkańców Hillys i wykorzystują ich do tajemniczych celów w swojej bazie na księżycu, szerząc tym samym ogromny popłoch wśród lokalnej społeczności. Ataki DomZ dzielnie odpierają Oddziały Alfa, lokalna straż, lecz czy aby na pewno rozkład sił na Hillys jest taki, jaki się wydaje? Jade, główna bohaterka i reporterka, zaczyna nabierać coraz więcej podejrzliwości wobec propagandy władz. Jej niezgodność i dziennikarska ciekawość prowadzą dziewczynę do dołączenia do działającego w ukryciu ruchu oporu, który ma na celu odkrycie prawdziwych zamiarów DomZ i zdemaskowanie fałszywych obrońców planety. Rozpoczyna się pełna przeszkód wędrówka wzdłuż tytułowej granicy dobra i zła.
Osobiście nie grałem wcześniej w „Beyond…”, więc wydanie rocznicowe było moim pierwszym zetknięciem z tym tytułem. Nie trzeba jednak sięgać daleko, by zauważyć, że „Beyond Good & Evil: 20th Anniversary Edition” nie różni się znacznie od pierwowzoru – nie mamy tu do czynienia z pełnoprawnym remake’iem, a dosyć bezpiecznym remasterem, który nie sili się na odkrycie koła na nowo. Reedycja oferuje podbicie rozdzielczości do 4k, płynniejszą rozgrywkę, ładniejsze tekstury (co ważne – wykonane na nowo, a nie tylko upscallowane), usprawnione sterowanie i niewielką dodatkową zawartość w postaci fabularnych odniesień do długo wyczekiwanego „Beyond Good & Evil 2”. I to tyle, jeśli chodzi o samą rozgrywkę, ale na tym nowości się nie kończą. W przypadku wznowienia Ubisoft zaoferował graczom również atrakcyjny gratis w postaci zakulisowego omówienia procesu produkcyjnego kultowego tytułu sprzed dwudziestu lat, który z pewnością ucieszy starych fanów. I nie jest to tylko zapchajdziura na pięć minut, a kompleksowy zbiór materiałów z procesu preprodukcji i faktycznego developmentu, pełen wielu concept artów i zakulisowych ciekawostek. Dość powiedzieć, że zaznajomienie się z całością zajęło mi około godziny i przypominało lekturę natchnionego rozdziału napisanej przez pasjonatów książki. To świetna gratka dla wszystkich fanów i coś, wobec czego żaden „beyondowiec” nie może przejść obojętnie.
Lecz z racji na niewielką liczbę tego typu gratisów pozostaje faktem, że „Beyond Good & Evil: 20th Anniversary Edition” skierowane jest przede wszystkim do zupełnie nowych odbiorców lub hardkorowych fanów, którzy tylko szukają pretekstu, by ponownie odwiedzić Hillys po latach. Nie ma jednak w tym nic złego – raz, że tytuł został bardzo rozsądnie wyceniony (79,90 zł za nowość dużego wydawcy to rzadko spotykany widok), a dwa, że sedno rozgrywki i tematyka „Beyond Good & Evil” pozostały w gruncie rzeczy ponadczasowe, przez co całość oferuje sporo frajdy. Tym bardziej jeśli, podobnie jak ja, nie spoglądacie na nią wyłącznie przez pryzmat sentymentu.
O dwóch takich, co… odkryli spisek na księżycu?
Gameplay w „Beyond Good & Evil” jest dość zróżnicowany. Gracz wciela się w Jade, która to nie tylko sprawnie walczy wręcz, ale i potrafi się wspinać, zakradać, cykać fotki oraz główkować. Rozgrywka przeplata elementy trzecioosobowej zręcznościówki akcji z przygodówką pełną zagadek środowiskowych, skradanką oraz arcade, co sprawia, że ok 12-godzinna kampania raczej nie pozwala się nudzić. Tym bardziej, że całość zamyka się w klamrach naprawdę nieźle napisanej fabuły. Historia to niekwestionowanie jedna z większych zalet gry – nie tylko dlatego, że w udany sposób przykuwa do ekranu, ale również z powodu nienachalnie przemyconego przekazu podprogowego. „Beyond Good & Evil” to bowiem w gruncie rzeczy tytuł wysoce zaangażowany społecznie, który w nieco satyryczny sposób rozprawia się z takimi tematami jak polityczna propaganda czy mechanizmy wpływania na opinię publiczną. I jasne, wszystko to podane jest w baśniowym świecie przedstawionym, gdzie świniopodobni wujkowie konstruują statki kosmiczne, lecz przaśna otoczka w żadnym stopniu nie osłabia proobywatelskiego wydźwięku fabuły. Jeśli ktoś grał w oryginał w wieku dziecięcym i odświeży sobie „Beyond Good & Evil” po latach, będąc już dorosłym, najpewniej będzie miło zaskoczony kompetentnością fabuły i zarysowanego kontekstu społecznego. Jade to bowiem nie tylko wojowniczka, ale również reporterka, która na skutek kolei losu i dołączenia do ruchu oporu staje się korespondentką wojenną niczym bohaterowie „Civil War” Garlanda. Główne misje fabularne skupiają się na eksplorowaniu nowych lokacji w celu rozpracowania wrogiej operacji i uwiecznienia tego na kliszy. Jako Jade ujawnimy m.in. proceder handlu ludźmi czy szemrane eksperymenty na mieszkańcach Hillys. Tym samym możliwość wcielenia się w reporterkę dodaje głębi do gameplayu, odróżniając „Beyond Good & Evil” od masy podobnych platformówek początku lat dwutysięcznych.
Ale to nie znaczy, że gra słabuje na innych polach – wręcz przeciwnie. Zagadki środowiskowe są sprytne i nieprzesadzone; można się zaciąć, ale rozwiązania koniec końców zawsze okazują się być logiczne i sensowne, więc nie ma tu raczej mowy o frustracji. Elementy platformowe są bardzo liniowe – nasza postać doskoczy tylko tam, gdzie przewidział to skrypt – lecz spełniają swoją rolę, a skradanie, choć też uproszczone, momentami sprawia przyjemne wyzwanie i urozmaica rozgrywkę. W zasadzie jedyne, do czego mógłbym się przyczepić pod kątem gameplayowej pętli, to system walki. Niby twórcy próbowali dodać tu nieco kolorytu za sprawą specjalnych ataków naszych towarzyszy czy możliwości wykonywania płynnych uników, ale nie zmienia to faktu, że potyczki w większości sprowadzają się do niemal bezmyślnego mashowania jednego przycisku. Kojarzyło mi się to trochę z pierwszą częścią „Piasków czasu” z 2003, gdy nasz Książę nie znał jeszcze zbyt dużo akrobacji, lecz walka w tym tytule była ciekawsza przez mechanikę cofania czasu i możliwość odbijania się od ścian. W „Beyond…” nie ma czegoś podobnego i mimo że niektóre ze starć wymagają nieco strategicznego podejścia, znaczna większość to prosta, choć efektowna klikanka. Standardy początku lat 2000 w tym gatunku rządzą się swoimi prawami, lecz w grze tak błyskotliwej pod względem pozostałych mechanik nieco szkoda, że nie zdecydowano się zaprojektować systemu walki z większą werwą.
Co do gameplayu, to warto nadmienić, że edycja rocznicowa w znacznym stopniu poprawia sterowanie i dopasowuje je do współczesnych standardów. Docenią to gracze pecetowi, ale uznanie należy się przede wszystkim autorom wersji konsolowych – w końcu to przed nimi stanęło zadanie zaadaptowanie historii Jade na współczesne systemy, w tym takie, na których gra nigdy nie była wcześniej dostępna (jak np. Nintendo Switch). Dzięki temu „Beyond Good & Evil: 20th Anniversary Edition” nie dość, że oferuje godne odświeżenie już i tak dobrego samego w sobie klasyka, to jeszcze podejmuje próbę zaktualizowania go gameplayowo, dopasowując sterowanie do kontrolerów, aby tytuł nie odstawał od współczesnych zręcznościówek. I udaje się to, mówiąc krótko, po prostu znakomicie, co nie dziwi biorąc pod uwagę tak solidne fundamenty postawione przez twórców oryginału.
Rozmaitości na Hillys
Jak na tak krótki tytuł singlowy – przejście całości zajmuje ok 12 godzin – jestem pod dużym wrażeniem tego, jak dużą wagę twórcy „Beyond Good & Evil” przyłożyli do rozmaitości rozgrywki. W trakcie fabuły będziemy bowiem nie tylko kierowali Jade, ale również jej poduszkowcem i statkiem kosmicznym, co wprowadza potrzebne i jakościowe momenty wytchnienia. Tym bardziej, że twórcy przygotowali dla nas również sporo rozpraszaczy od liniowego posuwania fabuły do przodu. Mamy tu np. wciągające minigierki w postaci wyścigów na wspomnianych już poduszkowcach, moje ulubione starcia w tutejszego cymbergaja (i ten soundtrack w tle! Czysty miód), a nawet quasimechanikę nienachalnego grindu. Jak to działa? Już tłumaczę – podstawową walutą na Hillys są drogocenne perły, które służą Jade jako środek do zakupu ulepszeń sprzętu. W określonych momentach fabularnych gra będzie wymagała od nas posiadania konkretnej liczby pereł, abyśmy mogli zakupić wymagany element ekwipunku i kontynuować historię, np. napęd odrzutowy do statku kosmicznego, bez którego nie polecimy na księżyc. Tym samym gracz będzie musiał zebrać konkretną liczbę pereł, aby nie świecić oczami przed tutejszym handlarzem i rozpocząć kolejną misję.
Proste? Diabelnie. A przyjemne? Jeszcze bardziej. Nazwałem to quasigrindem, ponieważ większość pereł znajdujemy tak naprawdę bez wysiłku, kończąc kolejne misje oraz eksplorując niezbyt dużą, ale przyjemnie skondensowaną mapę. Nic nie stoi również na przeszkodzie, by czasem pójść na łatwiznę – gdy pereł brakuje, możemy poszukać sekretnych kryjówek Ruchu Oporu i oddać się przyjemnej sekwencji zręcznościowo-platformowej, w trakcie której uciekamy przed zbirami (jak w słynnej misji z „Kangurka Kao 2”, gdy nasz kangur uciekał w stronę gracza przed leśnym stworem; swoją drogą ciekawe, że obie gry wyszły w tym samym roku), ale możemy też wyruszyć na poszukiwanie ukrytego skarbu lub przyczaić się z aparatem, by sprzedać z zyskiem zdjęcia okolicznej fauny. Wszystkie te elementy sprawiają, że dążenie do finału jest jeszcze przyjemniejsze, ale jednocześnie tytuł nigdy nie wpada w pułapkę współczesnych sandboksów, w których zawartości zdaje się nie być końca. Nie dziwi więc, dlaczego tak wielu graczy regularnie do „Beyond Good & Evil” powraca. To jakościowa rozgrywka, która nie nadużywa swojego metrażu
Końcowe zaułku
Wracając jeszcze do fabuły, to im bliżej końca, tym napięcie staje się coraz bardziej odczuwalne. W zasadzie końcowy akt gry – z uwagi na podwyższoną stawkę – jest znacznie bardziej mroczny i niepokojący, co sięga kulminacji w starciu z finałowym bossem. Bossem, który dobrze utożsamia całość „Beyond Good & Evil” – jest sprytny i wymaga rozplanowania ruchów, ale jednocześnie nigdy nie staje się przesadnie frustrujący, jeśli tylko pozwolimy sobie na zebranie myśli i skorzystanie z dostępnych mechanik. Szkoda tylko, że samo zakończenie jest wyraźnie niedorobione – aż prosi się o dodatkową cutscenkę czy dwie, która umożliwiłaby graczom godne pożegnanie się z bohaterami po tak udanej przygodzie. Z racji, że rodząca się w bólach kolejna odsłona serii ma być prequelem, nie widzę przeszkód, by w nowym wydaniu oddać troszkę większy hołd historii Jade i Pey’ja. No, ale może spiżowych klasyków lepiej nie tykać, o czym świadczy pozostawienie w „Beyond Good & Evil: 20th Anniversary Edition” nigdy nierozwiązanego cliff-hangera z oryginału. No cóż – może kiedyś, po kolejnej zmianie ekipy produkcyjnej?
„Beyond Good & Evil: 20th Anniversary Edition” – podsumowanie
„Beyond Good & Evil: 20th Anniversary Edition” to bardzo udany remaster tytułu, który słusznie nigdy nie został zapomniany przez graczy. Ubisoft stanął na wysokości zadania, przygotowując graczom atrakcyjne technicznie (wykonane na nowo tekstury i płynność rozgrywki robią robotę) i wciągające jak nigdy wcześniej odświeżenie tytułu, który dzięki dotarciu na nowe platformy ma szansę inspirować i zachwycać nowe pokolenie graczy. Sam jestem „Beyondem…” i jego światem mocno oczarowany i z wielką ochotą zobaczyłbym kiedyś pełnoprawny powrót do tej marki. Niemniej potencjalną kontynuację wolałbym ograć w takiej formule, jak ta zaproponowana przez Michela Ancela, aniżeli w formie kolejnego, generycznego sandboksa. „Beyond Good & Evil” to dobry przykład gry kompletnej przez odpowiednie dozowanie swojej zawartości i nie rozmienianie się na drobne – i to, w połączeniu z aktywną społecznie fabułą, czyni z produkcji tytuł obowiązkowy dla wszystkich fanów jakościowych przygód single-player.
Ocena: 8,5/10
Grę otrzymaliśmy od Ubisoft Polska, za co serdecznie dziękujemy. Nie miało to wpływu na naszą ocenę. Z tytułem zapoznajemy się w wersji na konsolę Xbox Series X. Gra dostępna jest również na konsole PlayStation 4, PlayStation 5, Xbox One, Xbox Series S, Nintendo Switch oraz komputery PC.
Zobacz również: Rzucaj jak Curry, blokuj jak Wemby. „NBA 2K25” [RECENZJA]