Kącik Popkultury

Szukaj
Close this search box.

„Challengers”. Skrzyżowanie rakiet tenisowych [RECENZJA]

„Challengers” to pod wieloma względami film przełomowy – może nie tyle dla branży samej w sobie, co dla ludzi w niego zaangażowanych. Po pierwsze, scenariusz produkcji to jednocześnie pierwszy tekst w dorobku dramaturga Justina Kuritzkesa, który doczekał się hollywoodzkiej realizacji. Po drugie – to pierwszy film sportowy w karierze reżysera, Luki Guadagnino, który do tej pory wypłynął na mainstreamowe wody przede wszystkim dzięki wrażliwym dramatom obyczajowym („Jestem miłością”, „Tamte dni, tamte noce”) czy romansowaniem z konwencją horroru (remake włoskich „Suspirii” czy young-adultowe „Do ostatniej kości”). Po trzecie, choć nie ostatnie – „Challengers” to kamień milowy również dla odtwórczyni jednej z głównych ról, Zendayi, dla której jest to pierwsza główna rola w kinie dramatycznym po pandemiczno-streamingowym „Malcolm & Marie” (nie licząc, oczywiście, drugoplanówek w „Spider-Manach” i „Diunach”). Lecz czy te wszystkie „przełomy” składają się na dobrą produkcję? Bez wątpienia – dość powiedzieć, że „Challengers” to jeden z najbardziej elektryzujących seansów pierwszej połowy 2024 roku.

Fabularny punkt wyjścia jest prosty, ale bynajmniej banalny. Oto poznajemy bowiem tenisistę Arta (Mike Faist) oraz jego żonę i trenerkę, Tashi (Zendaya), którzy, znajdując się w samym środku sezonu, wspólnie przygotowują się do udziału w kolejnych zawodach. Z racji słabnącej passy męża, Tashi – chcąc tym samym odbudować pewność siebie Arta – zapisuje go do udziału w New Rochelle Challenger. Turniej ten, zrzeszając dużo młodej krwi, jawi się jako oddech świeżości pomiędzy profesjonalnymi, medialnymi starciami, które stopniowo ostudzają w Arcie wszelki entuzjazm do niegdyś ukochanego sportu. Sytuacja jednak odwraca się do góry nogami, gdy jego przeciwnikiem na korcie zostaje Patrick (Josh O’Connor) – jednocześnie dawny najlepszy przyjaciel Arta i były partner Tashi. Rutynowy mecz tenisowy zmienia się w emocjonalne starcie charakterów i przeszłości, w którym przysłowiowe „odbijanie piłeczki” nabiera dosłownego znaczenia.

Kadr z filmu „Challengers" z Zendayą i Joshem O'Connorem
„Challengers”: Tani (Zendaya) i Patrick (Josh O’Connor)

Ktoś wyczulony mógłby stwierdzić, że powyższy opis wydaje się zdradzać zbyt dużo szczegółów fabularnych i sedno całej produkcji. Dlaczego więc przywołuję go już na samym starcie recenzji? Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że powyższe opisuje zaledwie kwadrans z około 130-minutowego metrażu i służy jako preludium do właściwej opowieści. To, co w wielu podobnych produkcjach mogłoby być zawiązaniem akcji, tutaj zostaje nam zaprezentowane właściwie na samym początku (co nie znaczy, że na kulminację nie przyjdzie nam trochę poczekać – o tym zaraz). Po drugie dlatego, żeby zobrazować jeden z pierwszych wartych szerszego omówienia elementów obrazu – narrację. Scenariusz i reżyseria „Challengers” uchylają się od standardowych zasad opowiadania historii filmowych w sposób tak bezczelny, jak i widowiskowy. I nie chodzi mi tutaj jedynie o narrację dwutorową, w trakcie której w okamgnieniu przeskakujemy między wydarzeniami oddalonymi o kilkanaście lat – jako fan „Yellowjackets” czy „Sposobu na morderstwo” zdążyłem już przywyknąć do podobnych zagrywek. Mam bardziej na myśli szarpaną konstrukcję fabularną, która z czysto tekstowego punktu widzenia często zdaje się nie mieć wyraźnego uzasadnienia. Sceny przechodzą jedna w drugą z takim impetem, że niejeden belfer z filmówki złapałby się za głowę i najpewniej wymruczał pod nosem coś o pokoleniu TikToka. I nietrudno się z tym zgodzić, lecz w tym szaleństwie jest oczywiście metoda – scenariusz Kuritzkesa bierze sobie na cel splecenie warstwy narracyjnej bezpośrednio z intensywnością nadrzędnego tematu całego filmu, czyli potyczek tenisowych. Dzięki temu wspomniane odbijanie piłeczki staje się paliwem napędowym „Challengers”, a intensywna narracja pozwala nam w nietuzinkowy i szalenie interesujący sposób zapoznać się z fabułą w taki sposób, że gdy już do właściwej kulminacji dojdzie, to aż ciężko usiedzieć w fotelu z powodu znakomitej, choć pozornie nieskładnej podbudowy. Dzięki temu historię chłonie się bez mrugnięcia okiem.

A trzeba powiedzieć, że jest to historia z pewnością warta poznania. Relacja między Artem, Tashi i Patrickiem na przestrzeni lat łączy w sobie znamiona nie tylko nastoletniego zauroczenia, ale i sensualnego magnetyzmu i (nie)sportowej rywalizacji. „Challengers”, zgodnie z gatunkiem, do samego końca pozostaje filmem skupionym przede wszystkim na tenisie, ale rywalizacja na korcie jest tu rozumiana wielorako i perspektywistycznie, co zniuansowane zostaje przez bogate i nieoczywiste portrety psychologiczne bohaterów. Na pierwszy rzut oka (co też, niestety, zostało podkreślone w pretensjonalnych materiałach promocyjnych) mamy do czynienia z sytuacją klasycznego trójkąta miłosnego, którego punktem wyjścia jest seksualny związek głównych bohaterów. W rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie – każdy z „głównej twórcy” to jednostka motywowana zgoła odmiennymi wartościami, które ostatecznie dopiero sprowadzone zostają do pierwotnych instynktów – popędu seksualnego i chęci wyższości, w tym też do odniesienia zwycięstwa czy „zdobycia punktu” (tak, również i w tym sensie). „Czy dalej rozmawiamy o tenisie?” – pyta w pewnym momencie Patrick, co widzowie odbierają za sygnał, że granica między życiem osobistym a sportem zostaje przekroczona. O tym też jest film Guadagnino – o zatraceniu, które jednym służy jako sens życia, a dla innych staje się niechcianym skutkiem ubocznym związanym z dążeniem do spełniania sportowych marzeń. „Challengers” to również historia o kompleksie wyższości, uśpionych uczuciach i męskim ego, które tylko pozornie musi łączyć się z chęcią rywalizacji. Mówiąc kolokwialnie: gdy między dwoje samców wchodzi samica, z miejsca zakładamy, że mamy do czynienia z konfliktem interesów. Ale czy możliwe jest przezwyciężenie społecznych konwenansów i ludzkiej natury, czy pewne sytuacje zwyczajnie muszą skończyć się „solówą”, która posłuży nam jako upust niewyrażonych emocji? Scenariusz eksploruje te i inne kwestie, raz za razem wplątując bohaterów w nieoczywiste sytuacje, które coraz bardziej oddalają film od standardowego dramatu romantycznego.

Challengers
Challengers: Art (Mike Faist) i Tani (Zendaya)

I nie udałoby się to tak dobrze, gdyby nie świetny casting. Zendaya błyszczy, przekonująco odgrywając obie wersje wiekowe swojej bohaterki i udowadniając, że jako aktorka skrywa w sobie o wiele więcej potencjału niż grana nieco na autopilocie Rue z „Euforii” czy udane, ale jednak jednostajne kreacje Chani i MJ. Lecz film Guadagnino to przede wszystkim spektakl Mike’a Faista i Josha O’Connora, którzy swoją charyzmatycznością kradną niemal wszystkie sceny, a ich rywalizacja – zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym – bez reszty przykuwa do ekranu. Nie bez znaczenia są tu również zdjęcia autorstwa Sayombhu Mukdeeproma, który często prezentuje bohaterów w niezwykle bliskich ujęciach, podkreślając w ten sposób intymny charakter ich relacji. I choć dużo w „Challengers” fizyczności, aktorzy grają tu przede wszystkim mimiką, co jest bardzo dużym wyzwaniem – i tym bardziej należy docenić brawurowy efekt końcowy. Zwróćcie uwagę m.in. na ciekawie nakręconą scenę jedzenia churro, która w prosty, ale efektowny sposób obrazuje dynamikę między Artem a Patrickiem czy liczne zbliżenia podczas rozmów, podczas których uniesienia kącików ust czy brwi mówią nam więcej niż dialogi. Nie bez znaczenia pozostaje również sposób kadrowania podczas miłosnych zbliżeń, który niejako obrazuje nam obecną sytuację na „miłosnym korcie” między postaciami.

Realizacja techniczna to zresztą element, który jest w „Challengers” równie ważny, co sama historia – głównie dlatego, że stanowi jej integralną część. Muzyka, raz szalenie intensywna przy brzmieniach EDM, a raz wyjęta niczym z włoskiej opery, w udany sposób odzwierciedla napięcia towarzyszące danym scenom, często aż do przesady przejmując kontrolę nad warstwą dźwiękową. Nie każdemu przypadnie to do gustu, ale trudno odmówić tym momentom charakteru, zwłaszcza w akcie końcowym. Podobnie jest z montażem, który stawia sobie za cel oddanie intensywności tenisowych starć. Większość czasu wypada to znakomicie i energicznie, ale momentami już nieco zbyt chaotycznie i nieco tanio – ucinanie w strategicznym momencie ujęcia piłki lecącej w stronę kamery robi może i wrażenie za pierwszym razem, ale szybko staje się wtórne. Lecz to w zasadzie jedyny zarzut, jaki przyszedł mi do głowy w trakcie seansu.

„Challengers” to znakomity film, który zaskakuje świeżością w opowiadaniu historii i przykuwa do ekranu za sprawą magnetycznej obsady i konsekwentnej, satysfakcjonującej reżyserii. Obraz z miejsca trafia do mojej ścisłej topki filmów Guadagnino po „Tamtych dniach, tamtych nocach” i „Suspiriach”, jednocześnie będąc jednym z najbardziej angażujących kinowych seansów tego roku. Niech was nie zmyli marketing – ten film to znacznie więcej niż memy o smutnym Tomie Hollandzie, który z bezradnością patrzy, jak jego dziewczyna jest całowana w szyję przez dwójkę mężczyzn. Historia zaproponowana przez Kuritzkesa i wyegzekwowana przez Lukę to wielowymiarowe dzieło, któremu określenie gatunkowe „miłosny film sportowy” nie oddaje pełni sprawiedliwości. Życzyłbym w przyszłości i Wam i sobie więcej scenariuszy o tak interesującym profilu psychologicznym postaci zestawionym w tak intensywnej, wciągającej formule.

9/10

Zobacz również: Pocztówki z wojny. „Civil War” [RECENZJA]

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Robert Solski

Robert Solski

Student czwartego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim i eskapista, który tak samo jak filmy pożera książki, a ostatnio też coraz częściej gra – i wirtualnie, i planoszowo. Stara się oglądać jak najwięcej kina niezależnego, usilnie jednak przeszkadza mu w tym słabość do blockbusterów i seriali. Lubi pisać o wszystkim, co go otacza – zwłaszcza o popkulturze.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy