Kącik Popkultury

Szukaj
Close this search box.

Cięcie [RECENZJA] – film o zombie jakiego potrzebujemy!

Podczas piątej edycji Octopus Film Festiwal miałam okazje obejrzeć produkcje, która z marszu weszła na sam szczyt moich ulubionych filmów tego roku. Mowa oczywiście o otwierającym tegoroczny festiwal w Cannes „Cięciu” w reżyserii Michela Hazanaviciusa (zdobywcy Oskara za film „Artysta” w 2012 roku), obrazie który całkowicie oczarował mnie zabawą formą oraz treścią.

Final Cut Cięcie Recenzja
Kadr z filmu „Cięcie”

Szybko, tanio i jako tako

Nie jest to arcydzieło kinematografii pod względem jakości. W filmie nie uświadczymy przepięknych kadrów, starannie wykonanego montażu czy spektakularnej scenografii. Nie ma też co poszukiwać w tej produkcji większej głębi. Obraz ten skupiony jest głównie na tym, by ukazać nam jak najwięcej satyry oraz humoru i wykonuje te zadanie na medal. Myślę, że to właśnie tym „Cięcie” kupiło widzów na całym świecie, w tym Octopusową publiczność, która zagłosowała za zwycięstwem tego filmu w Konkursie Głównym festiwalu. Widać, że zarówno reżyser, jak i aktorzy bawili się świetnie na planie, co przelało się również na odbiór tego obrazu przez widzów. Tym samym Hazanavicius stworzył film, który określiłabym mianem „teoretycznie średniego, a mimo to rewelacyjnego”.

„Cięcie” to remake japońskiej produkcji z 2007 roku – „Jednym cięciem„. Horror odniósł ogromny sukces finansowy. Koszt produkcji wyniósł około 25 tysięcy dolarów, a kwota jaką zarobił po premierze jest oszałamiająca. Twórcy „Jednego cięcia” zainkasowali po seansach około… 60 milionów dolarów. Nic więc dziwnego, że tak kultowy obraz doczekał się zachodniej interpretacji. Hazanavicius w swoim filmie pozwala sobie na własne przedstawienie tej historii poprzez wprowadzeniu kilku gagów i scen, które w sposób auto refleksyjny ukazują stereotypowy stosunek Europejczyków do Japończyków.

Historia skupia się na Remim (Romain Duris), reżyserze, który w sposób szybki, tani oraz jako taki podejmuje się kręcenia reklam oraz niskobudżetowych filmów. Pewnego dnia w jego życiu pojawiają się dwie Azjatki, które proponują mu nakręcenie niskobudżetowego remake’u japońskiego filmu o zombie. Tym samym przed mężczyzną pojawia się ogromna szansa, a on sam myśli, że chwycił byka za rogi. Nie jest to jednak tak proste jak mogłoby się wydawać, ponieważ Remi ma tego dokonać na jednym, trzydziestominutowym, ujęciu.

Zwariowana metafikcja

Sama konwencja fabularna produkcji jaką ma nakręcić nasz bohater jest trochę zawiła: ekipa filmowa trafia na plan, by nakręcić film o zombie. Podczas prac zostają zaatakowani przez… prawdziwe zombie! Jest to tak bardzo pokręcone, że podczas pisania tego tekstu musiałam kilkukrotnie przeczytać te zdanie by mieć pewność, że nie popełniłam żadnego błędu. Mając przed sobą tak ciężkie zadanie, w postaci nakręcenia tak nietuzinkowego kina bez jakichkolwiek cięć w trzydzieści minut, łatwo jest się domyślić, że skazane jest to na katastrofę. Tak też się dzieje. Od momentu rozpoczęcia prac na planie filmowym wszystko jest na opak. Proces kręcenia produkcji co chwile przerywany jest przez nieoczekiwane sploty zdarzeń, które rzucają kłody pod nogi reżyserowi oraz całej reszcie ekipy filmowej.

Wydawać by się mogło, że film ten nie ma żadnych zasad. No bo jak wytłumaczyć fakt, że główny aktor, zwany również francuskim Adamem Driverem, Raphael (Finnegan Oldfield) ugania się za potwornym zombie krzycząc mu w twarz o kapitalizmie. Oczywiście cały żart to mrugnięcie okiem do George A. Romero i jego „Nocy żywych trupów”.

Hazanavicius w bardzo uroczy sposób ukazuje nam pracę od podszewki na planie filmowym. Twórca „Cięcia” w pewnym stopniu obnaża pracę reżyserów oraz techniki przez nich wykorzystywane. Pod lupę wzięto między innymi sztuczne łzy, które są bardzo często używane przez aktorów. Ich obecność na planie denerwuje Remi’ego. Mężczyzna uważa, że stanowią one brak szacunku do widza. Myślę, że obecność takich smaczków, które są swego rodzaju krytyką filmowców, dodaje produkcji Hazanaviciusa nieco autentyczności. Poznajemy świat kinematografii od kulis, dzięki czemu widz może poczuć się jakby sam w tym uczestniczył.

Final Cut Cięcie Recenzja
Kadr z filmu „Cięcie”

Satyra, która stała się arcydziełem, choć nic na to nie wskazywało

Mimo wspomnianych wyżej zabiegów realistycznych trudno jest postrzegać ten film inaczej niż zabawną komedię. Wszechobecny humor, sceny z wymiotami oraz tryskająca sztuczna krew z urywanych głów – wszystko to składa się na fenomenalny rozrywkę. Jest to typowy odmóżdżacz, który świetnie sprawuje się w swojej roli. Przed seansem zastanawiałam się, jakim cudem ten film otwierał festiwal w Cannes. Teraz wciąż mnie to nurtuje, jednak w zupełności mi to nie przeszkadza.

Dla mnie „Cięcie” stanowi swego rodzaju hołd dla kina. Jest to obraz, z którego wylewa się radość z tworzenia filmów. Zarówno ze strony aktorskiej, jak i ze strony samego reżysera. Stanowi dowód na to, że z mniejszym budżetem można też nakręcić świetne widowisko. Oczywiście, nie obyło się bez wad jednak to, ile serducha włożono, by „Cięcie” powstało wynagradza wszystko. Nie widziałam pierwotnej japońskiej produkcji, jednak na pewno będę musiała z czasem ją nadrobić. Jeśli otrzymam tam taki sam, cudowny, metakomentarz to będę przeszczęśliwa.

Hazanavicius nakręcił produkcje, która nie jest idealna. Mimo to wciąż cieszy oko i dostarcza wrażeń. Od takiego filmu oczekuję świetnej zabawy i takową otrzymałam. Bawiłam się rewelacyjnie, nie mogąc przestać się śmiać. Również po zakończeniu seansu długo rozmyślałam nad tym jak świetną produkcję zobaczyłam. Polecam wszystkim wybrać się na „Cięcie”, gdy tylko otrzyma w Polsce dystrybucję kinową.  Nie zawiedziecie się. Co najwyżej będziecie płakać ze śmiechu!

Ocena: 9/10

Zajrzyjcie do naszej relacji z tegorocznej edycji Octopus Film Festival:

Octopus Film Festival 2022 – ośmiornica po raz piąty zagościła w Gdańsku [RELACJA]

 

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Martyna Kucybała

Martyna Kucybała

Dziecko Marvela, które nosi w sobie ogromne pokłady miłości do Spider-Mana oraz innych bohaterów i złoczyńców z Nowego Jorku. Z wielką chęcią wypiłaby szklaneczkę whisky w towarzystwie Jessici Jones i pobujała się po mieście z Milesem Moralesem. Miłośniczka kina, zwłaszcza tego bliskowschodniego. Uzależniona od kupowania Funko Popów i kart kolekcjonerskich a prywatnie ogromna fanka basketu i piłki nożnej.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy