Gdy Jim Jarmusch nakręcił Noc na Ziemi, film, którego akcja obejmowała różne państwa całego świata, najbardziej tragicznym epizodem był ten, który rozgrywał się w Finlandii. Bohaterowie tej części wspominali swoje najgorsze życiowe doświadczenia, gdy w tle sypał nieznośny śnieg, natomiast mróz ucieleśniało wydychane z trudem powietrze. Kraje z Północy Europy mają w kinowym odzwierciedleniu aurę melancholii. Skąd bierze się ta atmosfera i czy Mads Mikkelsen rzeczywiście jest najsmutniejszym aktorem na świecie? Chociaż państwa skandynawskie są postrzegane jako te o wysokim poziomie dobrobytu, wizja artystyczna tych krajów nie współgra z ich stopniem rozwoju. Duża w tym wina położenia geograficznego, powodującego długie noce i krótkie dni oraz ubierającego bohaterów w kilkuwarstwowe stroje, które nie są swetrami świątecznymi. Kraina wiecznej zimy może być przeciwieństwem zabawy i odpoczynku, kojarzących się z latem i wakacjami. Małe zagęszczenie ludności sprzyja samotności i wyobcowaniu wśród natury. Na dobrze znanym przykładzie krajów azjatyckich możemy zauważyć, że skutkiem ubocznym postępu są zupełnie nowe problemy. Również kraje skandynawskie są tymi, w których należy dopasować się do zamkniętego społeczeństwa, a jeśli od niego odstajesz, czeka cię nawet napiętnowanie. Satyra społeczna jest obok depresji najczęstszym motywem współczesnego kina skandynawskiego.
Wielkie miasta, takie jak Kopenhaga i Sztokholm, są stolicami różnorodności, co wywołuje szereg problemów, o których głośno mówi tamtejsze kino. Natomiast mniejsze mieściny, obszary nadmorskie lub leśne, stanowią enklawy skandynawskiego stylu życia. Duński reżyser Thomas Vinterberg wybiera na miejsca akcji swoich filmów właśnie takie lokacje, które łączą wielkomiejski zgiełk z sielankową ciszą. Jego dzieło Na Rauszu było dedykowane córce, którą stracił w wypadku samochodowym, a szkoła, która pojawia się w filmie, była tą, do której uczęszczała Ida. Mads Mikkelsen grający Martina, nauczyciela wyprutego z radości życia, dobrze oddawał stan emocjonalny, który wisiał nad reżyserem i całą jego produkcją. Duński aktor szybko stał się reprezentacją przygnębienia, rozgoryczenia, utrapienia i wszystkich pozostałych synonimów smutku. Stał się nawet bohaterem słodko-gorzkich memów…
Zostając jeszcze na chwilę przy Madsie Mikkelsenie – aktor ten ma zupełnie różne emploi w kinie rodzimym a produkcjach zagranicznych. Starczy powiedzieć, że w Hollywood Mikkelsen otrzymał angaż w produkcjach pokroju Gwiezdnych Wojen i Indiany Jonesa (dalej: Doctor Strange, Fantastyczne Zwierzęta, Bond). Podczas gdy Mikkelsen szturmuje międzynarodowe blockbustery, w Danii pozostaje z reguły w tematyce post-traumatycznej depresji. W tym samym roku co Na Rauszu (2020), ukazali się również Jeźdzcy Sprawiedliwości – „Markus wraca z misji wojskowej, by zająć się córką Mathilde, po tym, jak jego żona ginie w katastrofie kolejowej.” (opis dystrybutora). 18 lat wcześniej Mikkelsen zdobył uznanie publiczności rolą psychiatry, który miał pomóc mężczyźnie po nieudanej próbie samobójczej (Wilbur chce się zabić), natomiast 3 lata później nadszedł pierwszy międzynarodowy hit – Jabłka Adama, gdzie Mikkelsen był ekscentrycznym pastorem próbującym nawrócić neonazistę.
Nie da się jednak prowadzić rozmowy o duńskim aktorze, nie nawiązując do postaci Thomasa Vinterberga. Festen z roku 1998 obyło się co prawda bez udziału jego najważniejszego aktora, ale pozwoliło mocno ukonstytuować styl reżysera. Wielokrotnie nagradzana szwedzko-duńska koprodukcja oscyluje wokół tematyki nieustającej żałoby, wykluczenia i osamotnienia, konfliktów i nieporozumień w rodzinie oraz poza nią. Vinterberg stawia swoich bohaterów w niecodziennych-codziennych sytuacjach, np. na imprezie urodzinowej, w trakcie której wszystko, co mogło pójść źle, toczy się dokładnie według najczarniejszego scenariusza. Polowanie (2012) jest właśnie taką spiralą nieszczęścia, a bohater grany przez Mikkelsena stacza się bezpowrotnie. Protagonistą znowu jest nauczyciel, w tym przypadku niesłusznie oskarżony o molestowanie seksualne. Komentarz na temat szerzącej się w dzisiejszym świecie dezinformacji? Spostrzeżenie na temat tego, jak szybko możemy stracić wszystko? Nieprzypadkowe nawiązania do systemu oświaty? Polowanie było niekiedy reklamowane jako thriller, ale to dramat w pełnym tego słowa znaczeniu. Odwoływałem się już do dzieła Vinterberga w mojej recenzji Dream Scenario Kristoffera Borgliego.
Kino skandynawskie odważnie przeistacza smutny realizm w scenariusze pisane czarnym humorem. „Satyra społeczna” to pieczątka, którą można przybić do wielu współczesnych produkcji, nie tylko europejskich. Tutaj rolą kina jest piętnowanie negatywnych skutków wspomnianego we wstępie rozwoju. Borgli to norweski reżyser odpowiedzialny również za film Chora na siebie – obraz opowiadający o dziewczynie, która dokonuje samookaleczenia, żeby wywołać społeczne współczucie i skoncentrować wokół siebie uwagę znajomych. Bohaterki skandynawskich filmów często są doprowadzone na skraj desperacji przez oczekiwania społeczeństwa, jednak potrafią również zrzucić ten ciężar ze swoich barków. Przeciwieństwem do Signe granej przez Kristine Thorp w Chorej na siebie jest Julie, postać z filmu Najgorszego człowieka na świecie, w którą wcieliła się Renate Reinsve. Film duńskiego reżysera Joachima Triera bada proces wkraczania w dorosłość, który może okazać się być procesem nieudanym. Protagonistka filmu staje przed wieloma zakrętami życiowymi i nigdy nie jesteśmy w stanie orzec, czy nie podjęła właśnie złej decyzji, która zaważy o całym jej losie. No ale trudno, pomyłki to w końcu rzecz ludzka. Chociaż Julie nie brak problemów, przez które wylewa łzy strumieniami, bohaterka ostatecznie doznaje katharsis. Ten autentyczny obraz nie ma być dla młodych odbiorców lekcją pokory, lecz optymizmu. Być może naiwnego, bo nasz świat z dnia na dzień może stanąć w płomieniach, ale Julie nawet, gdy wszystko ją rozczarowuje, a życie rzuca kłody pod nogi, nie stacza się do najgorszego człowieka na świecie.
Współczesne skandynawskie kino autorskie w Danii ma ikonę Vintenberga, natomiast w Szwecji prym wiedzie Ruben Östlund. Jego zainteresowania znacznie bardziej koncentrują się na sztuce współczesnej i mniejszościach narodowych oraz różnicach klasowych. Komentarze tego twórcy dotyczą całego społeczeństwa, a nie poszczególnych jednostek. The Square z 2017 roku było moją pierwszą stycznością z tym twórcą i cokolwiek by nie mówić, jest to film wyjątkowy. To de facto dzieło sztuki krytykujące dzieła sztuki, nowoczesny przemysł filmowy i rynek artystyczny, będące samo w sobie jego doskonałym przykładem. Östlund przeprowadza nas przez instalacje i wystawy ze współczesnego muzeum sztuki, performance aktorów i grę, którą ludzie prowadzą codziennie. Szwedzkie dzieło pokazuje, że nasze wypełnienia życiowej pustki są równie puste, co ono.
Zainteresowany postacią szwedzkiego reżysera, swego czasu obejrzałem krótkometrażowy debiut Rubena Östlunda. Incydent w banku (2009) opowiada o napadzie, rzecz jasna na bank, ale to, co w nim niezwykłe i sprzeczne z konwencjami, to skoncentrowanie akcji nie na samym napadzie, ale reakcjach przypadkowych przechodniów. Jeszcze raz, Östlunda interesuje przekrój społeczeństwa, a nie jego jednostki. Pełnometrażowa Gra (2011) portretuje napięcia pomiędzy dziećmi z rodzin imigranckich a rdzennych Szwedów. Fabuła oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, gdy pięć lat wcześniej w Göteborgu grupa dzieci znęcała się nad swoimi rówieśnikami. Ponownie, kamera odwraca swój wzrok i Östlund piętnuje zobojętnionych dorosłych, którzy dają pasywne przyzwolenie na dziecięce okrucieństwo. Późniejszy Turysta 2014 to kryzys męskości, gdy małżeństwa podupadają, a mężowie starają się udowodnić swoją dziką wyższość na szczytach Alp. Szwedzki reżyser stawia tutaj na kameralne sceny w monumentalnych krajobrazach. Rozpadające się małżeństwa sprawiają wrażenie, jakby terapia nie mogła im pomóc, ponieważ każdy człowiek słucha tam tylko samego siebie. Egocentryczne społeczeństwo na wakacjach to dobry opis również dla filmu W Trójkącie (2022). Ci, którzy oglądali Parasite (2019) mogą zauważyć, że ponownie motywy problemów ze Skandynawii pokrywają się z tymi azjatyckimi, a radykalne finały z kamieniem łączą produkcje Rubena Östlunda i Joon-ho Bonga.
Najnowszy finlandzki film, Opadające Liście, nadal można obejrzeć w wybranych kinach studyjnych. Aki Kaurismaki, chociaż ma już 66 lat, dopiero rozwija swoją międzynarodową karierę reżyserską. Po tamtej stronie (2017) zyskało uznanie krytyków, czego dowodem był Srebrny Niedźwiedź. Tymczasem zeszłoroczna produkcja, która właśnie dotarła do Polski, to historia miłosna alkoholika i kasjerki. Jest to kolejny przykład kina zaangażowanego społecznie, i to nie tylko na rodzimym gruncie, bo reżyser umiejętnie wplata informacje np. o trwającej właśnie inwazji Rosji na Ukrainę. Ten nieoczywisty romans to kwintesencja ciężkiego losu klasy niższej i życia o smaku jedzenia z mikrofali. Postacie naznaczone patologią starają się podchodzić do swoich problemów z dystansem, wieczorem więc odreagowują dzień w barze karaoke, a w rozmowy wplatają czarny humor. Skandynawski absurd ma wiele twarzy, a reżyser Roy Andersson jest jednym z przodowników współczesnego surrealizmu. Jego Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu oraz O nieskończoności oscylują wokół dobrze nam już znanej autorefleksji nad brzydotą i pięknem człowieczego bytu, ale całość przeciągają w hiperboliczne, smutne parodie. Szwedzki reżyser jest kolejnym weteranem kina, który dopiero w XXI wieku wypłynął na światowe wody, chociaż w zeszłym roku obchodził już… 80 urodziny! Niezależnie, czy mamy do czynienia z młodym pokoleniem twórców, czy tymi artystami, którzy przeżywają drugą młodość, kino skandynawskie koncentruje się przede wszystkim na uniwersalnych problemach zagubionych jednostek w bezlitosnym społeczeństwie.
Może tych podwalin życiowego autentyzmu należałoby dopatrywać się w kinie Ingmara Bergmana? A może powyższym filmom bliżej do radykalnego Larsa Von Triera? Wydaje mi się, że współcześni twórcy kina skandynawskiego potrafią znaleźć złoty środek pomiędzy tymi dwoma legendarnymi artystami. Z jednej strony mamy realizm życia codziennego, z drugiej strony wręcz perwersyjne reakcje na nieszczęście i niesprawiedliwość, które dotykają nas każdego dnia. Kino skandynawskie można krótko opisać przymiotnikiem: ambitne. Współcześnie są to analizy psychologiczne ludzi zagubionych, którzy niejednokrotnie zmagają się z depresją. Reżyserzy dokonują przekroju bezlitosnego społeczeństwa, które zgubiło się w miejskiej dżungli. Oddają głos bohaterom, którzy stają się ofiarami nie z własnej winy, lecz złośliwości ludzkiej lub nieuchronnego, przypadkowego nieszczęścia. Kino skandynawskie to ostrzeżenie przed tym, żeby w chorym świecie zadbać o trzeźwy umysł. Może więc przymiotnik ambitne lepiej było zastąpić: potrzebne. Zimowa depresja jest najsmutniejsza, gdy rozkwita już przedwiośnie, a ona nadal nie ustępuje. Właśnie skandynawskie kino dla wielu z nas okaże się ciepłym kocem, dzięki któremu poczujemy się lepiej, gdy zobaczymy na ekranie odzwierciedlenie swoich lęków, traum i niepowodzeń, ale wytyczy nam też nieoczywistą drogę do zmiany na lepsze.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się śmiałam. To, co zrobili reżyserka i aktorzy, to prawdziwe arcydzieło wśród komedii romantycznych. Świetnie przełamali wszystkie te typowe, ckliwe schematy, które zazwyczaj widujemy w tego typu filmach. Dialogi są po prostu genialne. Trzeba to zobaczyć, nie da się tego opowiedzieć.