Polskie filmy historyczne, w szczególności te wojenne, są od wielu lat narażone w Polsce na krytykę. Krytycy w przypadku Raportu Pileckiego nie zostawili na nim suchej nitki. Ja stanę trochę w jego obronie. Uważam, że takie filmy powinny mieć w sobie misję, jak żadne inne, jednak nie można oczekiwać od twórców czegoś niemożliwego. Film przedstawia nam sylwetkę rotmistrza Pileckiego, co prawda bardzo chaotycznie, jednak można z niego wynieść solidną dawkę wiedzy. Jestem fanem historii, uwielbiam takie produkcje, klimaty patriotyczne itp. Po seansie filmu Raport Pileckiego zdecydowanie byłem zadowolony, że nie zmarnowałem dwóch godzin w kinie.
Plusy
- Konkretna dawka historii
- Dobra gra aktorska
- Obraz obozu w Oświęcimiu
- Trzymanie się faktów historycznych
Minusy
- Nieład chronologiczny w fabule
- Skakanie w czasie (retrospekcje)
- Zabrakło mi trochę muzyki
Puzzle, które można zrozumieć
Głównym zarzutem wobec filmu jest jego chaotyczny scenariusz. Owszem, zgadzam się, że fabuła Raportu Pileckiego to nic innego jak puzzle z życia głównego bohatera. Przez niespełna dwie godziny znajdujemy się razem z bohaterem w wielu różnych miejscach. Podróż zaczynamy w powojennej Warszawie, następnie wracamy do przeszłości na piękną Wileńszczyznę, żeby za chwilę przenieść się do samego jądra ciemności, jakim jest obóz w Oświęcimiu. A wszystko po to, żeby zrozumieć, za co Witold Pilecki jest tak brutalnie katowany w pokoju przesłuchań w Urzędzie Bezpieczeństwa. Cała historia jest bardzo chaotyczna oraz wyrywkowa, przez co obraz głównego bohatera jest nie do końca spójny. Jednak niemożliwe jest przedstawienie całej historii jednego z najbardziej honorowych patriotów w naszej historii. Wydaje mi się, że twórcy i tak wybrali te wątki, które były najistotniejsze w życiu Pileckiego, dzięki temu rysuje się nam obraz bohatera narodowego, a nie męża czy ojca. Film skupia się na konkretnych wydarzeniach, głównie z czasów drugiej wojny światowej, a w szczególności konspiracji dokonywanej przez bohatera w Auschwitz.
Lepiej poznałem Witolda Pileckiego
Być może lepszym zabiegiem byłoby skupienie się tylko na jednym wątku, chociażby na przywołanej dopiero co przeze mnie tajnej konspiracji w oświęcimskim piekle. Z drugiej strony, jeśli widzem jest osoba, która wybrała się na film, żeby poznać sylwetkę Witolda Pileckiego, to w przypadku fabuły, którą finalnie dostaliśmy, wyniesie dużo więcej. Nie jest to film, w którym napięcie sięga zenitu, gdzie mamy nagłe zwroty akcji itd. To film biograficzny, który trzyma się faktów i przedstawia nam mesjańskie życie głównego bohatera. Patrioty narodowego, który potrafił wykonać każdy rozkaz, nawet ten, żeby dać się złapać i wywieźć do obozu pracy, a raczej zagłady. Sam najlepiej nie znałem historii Pileckiego, po filmie wiem o nic zdecydowanie więcej niż przed. Dlatego moim zdaniem spełnił swoją rolą. Zawsze staram się usprawiedliwić film cechami kina gatunkowego, do którego się zalicza. W przypadku biograficznego dramatu wojennego ja nie oczekuję wybuchów na polu bitwy rodem z Oppenheimera. Oczekuję solidnej lekcji historii, podpartej ciekawą akcją, malowniczą scenografią oraz ciekawą i przekonującą grą aktorską.
Aktorzy stanęli na wysokości zadania
Przemysław Wyszyński w głównej roli Witolda Pileckiego mnie właśnie tak przekonał. Odtworzenie roli bohaterów wojennych oraz innych podobnych postaci jest w moich oczach niezwykle trudne i wymagające psychicznie. W ogólnej ocenie Wyszyński poradził sobie znakomicie. Witold Pilecki w jego wykonaniu był oddanym sprawie ojczyzny patriotą, któremu brew nie drgnęła, kiedy dowiedział się jak piekielne trudne zadanie go czeka. W niejednej scenie pokazał, że nadawał się wybornie do tej roli. Równie dobrze wypadł przy nim niezawodny w takich klimatach Mariusz Jakus jako Eugeniusz Chimczak. Panowie w ducie podczas brutalnych przesłuchań całkiem nieźle odwzorowali realia takich „cywilizowanych” kulturalnych rozmów. Dopełnieniem gry aktorskiej na dobrym poziomie był niewątpliwie występ Pauliny Chapko, która wcieliła się w żonę głównego bohatera – Marię Pilecką. Aktorka stworzyła obraz kobiety, która była świadoma tego, jaką cenę musi zapłacić za życie u boku prawdziwego człowieka honoru. Ostatnia pożegnalna scena bardzo mocno chwyciła mnie za serce. Wszystkich głównych bohaterów oglądało się całkiem przyjemnie. Tutaj nie doszukiwałbym się jakichś konspiracji na ten temat.
Technicznie Raport Pileckiego wypadł poprawnie
Wydźwięk całej produkcji jest oczywisty. Naziści i komuniści byli takimi samymi bydlakami. Sceny przesłuchań były tego żywym dowodem, tak samo jak ujęcia z obozu w Oświęcimiu. Swoją drogą, bardzo ciekawie i realistycznie wyglądały sceny kręcone w szarym, brudnym i śmierdzącym Auschwitz. Sceny akcji, których jest mało, wyglądają także realistycznie, pirotechnika stwarza pozory prawdziwych wybuchów lub strzałów z karabinów, głównie dlatego, że jest ich mało. Jednak, gdy już się pojawią na kilka sekund, wydają się bardzo prawdziwe. Plus za to dla twórców.
Powinniśmy znać swoją historię
Dostałem sylwetkę Witolda Pileckiego, której nie znałem aż tak dobrze. Czy mogłem oczekiwać czegoś więcej? Oczywiście, tak jak od każdej innej produkcji. Jednak w ogólnym rozrachunku, cieszę się, że wybrałem się do kina i poświęciłem dwie godziny na edukację historyczną. Dla laików polskiej historii film nadaje się idealnie. Jeśli ktoś jest większym ekspertem, to być może niedosyt będzie zrozumiały w jego przypadku. Pamiętajmy, że kino jest tworzone dla wszystkich, a nie tylko dla omnibusów z danej dziedziny. Szczególnie produkcja powinna być ciekawym rozwiązaniem na szkolne wyjście do kina. Mam takie skryte życzenie, żeby w Polsce zainteresowanie narodową historią znacznie się powiększało niż malało. Takie produkcje jak Raport Pileckiego zasługują na chwilę uwagi.
Moja ocena: 7/10.