Kącik Popkultury

„Biały Lotos” – sezon 2, odcinek 7. Uwikłani w płeć [RECENZJA]

Drugi sezon „Białego Lotosu” – a wraz z nim nasza przygoda na Sycylii – dobiegły końca. Trwający rekordowe 73 minuty odcinek finałowy, zatytułowany „Arrivederci”, domknął najważniejsze wątki w myśl zasady, że jeden epizod obejmuje wydarzenia z jednego dnia; wraz z zakończeniem 7 odcinka sezonu zakończył się również, tym samym, wakacyjny pobyt głównych bohaterów w tytułowym kurorcie. Czy zakończenie i historię opowiedzianą w „White Lotus: Sicily” można zaliczyć do udanych? Cóż, scenariusz z pewnością zafundował nam sporo zaskoczeń – mimo aktywnego uczestnictwa w dyskusjach na temat drugiej serii, rozwiązanie niektórych wątków autentycznie mnie zaskoczyło. Finał jest naprawdę dobry i nieoczywisty, a co ważniejsze – zaostrza tylko apetyt na więcej. Mike White zdaje się mieć w zanadrzu jeszcze wiele historii do opowiedzenia w formacie satyrycznej antologii na kondycję najbogatszych, czego „Sicily” – mimo mojej osobistej większej sympatii do pierwszej serii – jest niekwestionowanym dowodem. „Bialy Lotos” sezon 2, odcinek 7  – zapraszam do recenzji finału oraz podsumowania całej drugiej serii serialu.

Uwaga! W tekście znajdują się spoilery zarówno z dotychczasowych odcinków drugiego sezonu „Białego Lotosu”, jak i ocenianego siódmego.

Standardowo zacznijmy od naszego ulubionego czworokąta, czyli Ethan x Harper x Daphne x Cameron. Chorobliwa zazdrość Ethana zaostrza się, co więcej – słusznie; dostajemy bowiem potwierdzenie, że między Harper i Cameronem faktycznie doszło do czegoś więcej niż niewinnego flirtu. Nie spodziewałem się tego po bohaterce Plazy, ale koniec końców dobrze łączy się z to z głównym tematem sezonu, czyli pożądaniem (i różnymi sposobami na jego zaspokajanie). Co jednak było w tym wątku zdecydowanie największym zaskoczeniem, to tajemnicza interakcja Ethana i Daphne. Gdy zwierza się on ze swoich podejrzeń na temat Harper i Camerona, Daphne prowadzi go ze sobą, niczym mitologiczna nimfa, na sąsiednią wyspę, gdzie… no właśnie, co? Scena ta zrealizowana jest rewelacyjnie pod kątem zdjęć – zwłaszcza, że jej akcja odbywa się podczas wieczornego golden hour, dodatkowo w tle przygrywa klimatyczna, oniryczna muzyka – ale jej wydźwięk jest bardzo niejednoznaczny. Oczywiście, zważywszy na dalsze sceny możemy domyślać się, co zaszło pomiędzy bohaterami – „odblokowany” seksualnie Ethan spędza upojną noc z Harper, dając jej tym samym poczucie intymności, którego pragnęła od początku sezonu – ale nie zmienia to faktu, że Mike White zostawia nas ze sporą ilością niedopowiedzeń. Tak jak nie wiemy, jakiego dokładnie charakteru była schadzka Ethana z Daphne, tak samo nie wiemy też, jak daleko w zdradzie posunęła się Harper i czy faktycznie skończyło się na krótkim pocałunku po pijaku, czy może czymś więcej. Jedno jest pewne: potwierdziły się moje przypuszczenia, że małżeństwo Spillerów w pełni przeistoczyło się w kolejnego Camerona i Daphne, parę zaskakująco funkcyjną w swojej dysfunkcyjności. Ethan, zafiksowany na szczerości swojej partnerki, poczuł do niej seksualny pociąg na nowo dopiero wtedy, gdy potwierdziły się jego najgorsze obawy o zdradzie, a on sam… cóż, najpewniej odwzajemnił się tym samym. Prowadzi to do tego, że Ethan i Harper opuszczają Biały Lotos szczęśliwi jak nigdy wcześniej – ale możemy tylko się domyślać, na jak długo. Niedopowiedzenia to ciekawy zabieg, gdyż dobrze sytuują nas w punkcie widzenia postaci – to od nas należy, czy zaufamy Harper i w jaki sposób zinterpretujemy spotkanie Ethana z Daphne, przez co jako widzowie sami możemy poczuć się jak uczestnicy relacji romantycznej opartej na nadszarpniętym zaufaniu.

Bialy Lotos”sezon 2, odcinek 7 – Aubrey Plaza (Harper) oraz Will Sharpe (Ethan) po zakończeniu tygodniowych wakacji w „Białym Lotosie”

Zakończenie wątku podwójnego małżeństwa spełnia swoją rolę i dobrze puentuje wcześniejsze tropy, ale co wyróżnia się zdecydowanie najbardziej na plus, to kreacja aktorska wcielającej się w Daphne Meghann Fahy. Meghann – mimo mniejszej popularności niż partnerujący jej na ekranie Theo James czy Aubrey Plaza – za sprawą subtelnej ekspresji i w finałowym, i w poprzednich odcinkach nadaje swojej bohaterce masę głębi, wyciskając z danego scenariusza ostatnie soki. Liczę, że kariera aktorska Fahy po „Białym Lotosie” mocno się rozpędzi, bo zdecydowanie na to zasługuje. Świetna, dobrze napisana i jeszcze lepiej zagrana rola, za sprawą której White nie ukazuje tylko oblicza pozornie szczęśliwej żony skrywającej w głębi masę niewyrażonego bólu, ale i jednocześnie silnej i obłudnej kobiety, która wzięła własne szczęście we własne ręce, nawet jeśli oznacza to oszukiwanie samej siebie już do końca życia. Zresztą nie tylko ona – Cameron też gra we własną grę, kwitując wybuch agresji Ethana zaledwie uśmieszkiem i propozycją szybkiego rozejmu, po czym wznosi toast za bliższe zapoznanie się całej czwórki podczas dobijających kresu wakacji. Czy ma to znaczenie dwuznaczne i Cam w ten sposób subtelnie potwierdza seksualny wymiar jego schadzki z Harper, czy może po prostu w lekkoduszny sposób celebruje beztrosko spędzony tydzień, podczas którego jego jedynym celem faktycznie było miłe spędzenie czasu w towarzystwie byłego współlokatora i jego żony? Możemy się tylko domyślać.

Ironicznej konkluzji doczekał się również wątek Albiego, który – zgodnie z przewidywaniami – jest już jedną nogą w butach własnego ojca. Co mam przez to na myśli? Najmłodszy z Di Grassów, omotany przez Lucię, manipuluje Dominiciem, aby wyciągnąć od niego 50 tysięcy dolarów w zamian za… pomoc w naprawie jego stosunków z żoną i matką Albiego. Dominic, który od jakiegoś drugiego odcinka trzymał się na dystans po tym, jak zrezygnował z tygodniowych planów w towarzystwie eskorty, oczywiście szybko przyjmuje propozycję syna, desperacko licząc na odmianę losów własnego małżeństwa. A Albie – oczywiście – ostatecznie zostaje sam; Lucia, jak tylko odbiera na konto gigantyczny przelew, wymyka się z pokoju hotelowego skoro świt. Albie, ten „dobry chłopak”, koniec końców okazuje się być nie tylko naiwny, ale i w niebezpieczny wręcz sposób lekkomyślny, szastając nie swoimi pieniędzmi w podążaniu za afektem włoskiej nieznajomej. W tym celu nie waha się nawet położyć na szali uczuć własnej matki, którą bez mrugnięcia okiem zgadza się oszukiwać na korzyść ojca. Wisienką na torcie jest scena końcowa, w trakcie której cała trójka Di Grassów odwraca się na lotnisku za atrakcyjną nieznajomą, co dobitnie podkreśla pokoleniową fiksację na punkcie – najlepiej młodych – kobiet.

Biały Lotos, sezon 2, odcinek 7 – Lucia (Simona Tabasco) oraz Mia (Beatrice Grannò), spacerujące ulicami Włoch po udanym przekręcie

I okej, w porządku – w przypadku Albiego sprawa jest jasna, wątek dochodzi do satysfakcjonującego końca, w którym bohater zdaje sobie sprawę z własnej naiwności, ale macha na to ręką – w końcu i tak wychodzi z uprzywilejowanej pozycji, wiec strata 50 tysięcy dolarów nie jest dla niego odczuwalna, tym bardziej, że nie były to nawet pieniądze jego, tylko Dominica. Wzrusza ramionami, kwituje całość dwoma krótkimi słowami i znika za horyzontem – powiela rodzinny schemat, ale w obecnej chwili nie ma to jeszcze przygniatających konsekwencji. Szkoda jednak, ze twórcy tak skrótowo potraktowali postaci Dominca i Burta – Michael Imperioli oraz F. Murray Abraham dostali o wiele mniejsze role, niż bym się spodziewał, co odbiera całemu wątkowi dobitności. Jasne, widzimy, jak Dominic wynajmuje Lucię w pierwszym odcinku, ale cała reszta kreacji tych postaci oparta jest wyłącznie na dialogach. Ich rozmowa o przeszłości podczas pamiętnej kolacji rzuca sporo światła na wzajemną dynamikę i relację ojca i syna, ale to za mało, by główny zamysł – oparty na ukazaniu kulturowego dziedzictwa napalonych mężczyzn z bogatego domu – wybrzmiał tak, jak powinien. Dominic i Burt w drugiej połowie sezonu nie robią już zupełnie nic interesującego, przez co aktorskie talenty Imperioliego i Abrahama pozostają niewykorzystane, a ich bohaterowie – zbyt niedookreśleni. Choć trzeba przyznać, że barwni, co widać w reakcjach publiczności i krytyki – Murray Abraham za swoją kreację Burta dostał już pierwszą nominację w tym sezonie nagród, konkretniej do Złotego Globu. Z punktu widzenia tak mocno opierającej się na bohaterach narracji, jak ta w drugim sezonie „Białego Lotosu”, liczyłbym jednak na nieco więcej czasu ekranowego obu bohaterów.

Słodko-gorzko kończy się wątek Portii, która puszczona zostaje przez Jacka wolno, przez co udaje jej się uniknąć śmierci. Losy postaci Haley Lu Richardson cały sezon wywołują we mnie jedynie obojętność i nie inaczej jest tutaj, więc nie będę silił się na zbędny komentarz. A sam Jack – za sprawą tego, co ma miejsce w wątku Tanyi, a co opisuję poniżej – jeszcze tego nie wie, ale również zyskuje wolność od oprawców, którzy w gwałtownych okolicznościach pożegnali się z życiem. Na swoje wychodzą w finale również Lucia, Mia i Valentina – ta pierwsza za sprawą udanego przekrętu, druga za udany podryw kierowniczki hotelu, dzięki czemu zyskuje pozycję wieczorowej śpiewaczki do kotleta, a trzecia – jako wyzwolona seksualnie lesbijka, przed którą otwiera się świat nowych możliwości. Cóż, dobrze, że w tym sezonie to localsi utarli nosa turystom, a nie odwrotnie.

A utarli im nosa konkretnie, czego najlepszym przykładem jest sytuacja Tanyi. Potwierdziły się przypuszczenia, że na bohaterkę Jennifer Coolidge czyhają sycylijscy krętacze, którzy – najpewniej we współpracy z Gregiem – uknuli spisek mający na celu morderstwo bohaterki, aby zgodnie z intercyzą posiąść jej majątek. Wątek nieco kreskówkowy i niepasujący do pozostałych, ale uratowany za sprawą dwóch silnych elementów. Po pierwsze – kreacji bohaterki samej Tanyi, która jest w finale przezabawna, dzięki czemu jej ostatnie ekranowe chwile w antologii White’a na długo zapadną widzą w pamięć („These gays are trying to murder me” to prawdopodobnie jedna z najbardziej ikonicznych serialowych kwestii roku). Po drugie zaś – za sprawą udanej komedii absurdu, która rozgrywa się na jachcie po tym, jak Tanya efektownie rozprawia się z rabusiami z bronią w ręku, po czym… ginie w najgłupszy możliwy sposób. Końcowe minuty życia Tanyi to komediowe złoto, porównywalne do walizkowej afery z pierwszego sezonu – i mimo że całościowo w „Białym Lotosie: Sycylii” humoru było znacznie mniej, cieszę się, że w końcówce znalazł się miejsce na taki akcent. Zwłaszcza, że ma on o wiele bardziej tragiczny wymiar, niż w pierwowzorze – w końcu na naszych oczach ginie bohaterka, która oryginalnie miała być postacią powracającą we wszystkich przyszłych seriach antologii jako jedyny w swoim rodzaju łącznik. Rozważałem wiele scenariuszy tego, kim okażą się ofiary w drugiej serii, ale muszę przyznać, że Tanyi i jej oprawców w ogóle nie brałem pod uwagę – Mike White udowadnia, że jego satyryczne „murder mysteries” pozostają nie do odgadnięcia, a co za tym idzie – ponownie są tak samo ekscytująco zaskakujące. W „Białym Lotosie” nie ma miejsca na sentymenty, co dobrze rokuje świeżości i oryginalności potencjalnych przyszłych serii (trzeci został już oficjalnie zamówiony, ale serial jest tak popularny, że na pewno na nim się nie skończy).

Biały Lotos, sezon 2, odcinek 7 – Jennifer Coolidge, ostatni raz jako Tanya

Koniec końców – finał drugiej serii jest dobry, wciągający i sprawnie domykający całościową opowieść. White bawi się oczekiwaniami widzów i serwuje im odcinek powolny, ale to nie znaczy, że brakuje w nim zaskoczeń i satysfakcjonujących scen. Obsada spisuje się dobrze – aktorsko to seria jeszcze mocniejsza od poprzednika, choć interakcjom momentami brakuje ikry. Zostaje nam to jednak wynagrodzone malowniczą lokacją i pogłębioną psychiką bohaterów – choć szkoda, że nie wszystkich w równym stopniu (tak, boli mnie ten Imperioli). „White Lotus: Sicily” nie zawodzi, choć nie ukrywam, że liczę, że w przypadku trzeciej serii – zamiast wybierać między obyczajowością, a humorem – scenariusz znajdzie sposób, aby sprawnie połączyć i jedno, i drugie. „Sycylia” sprawdza się bardziej jako obyczajowa historia, niż satyra, co ma swoje mocne i słabe strony, ale koniec końców dostarcza wrażeń i sprawia, że przez ostatnie dwa miesiące poniedziałki zawsze były trochę bardziej do zniesienia.

Ocena finałowego odcinka: 7,5/10

Ocena drugiego sezonu: 7/10

Zobacz również moje recenzje poprzednich odcinków:

„Biały Lotos” – sezon 2, odcinki 1-2. Sycylijski stół rozmaitości… pełen resztek [RECENZJA]

„Biały Lotos” – sezon 2, odcinek 3.  Wzrost (seksualnego napięcia) [RECENZJA]

„Biały Lotos” – sezon 2, odcinek 4.  Jaki ojciec, taki ojciec i syn [RECENZJA]

„Biały Lotos” – sezon 2, odcinek 5.  Wiatr w fabularnych żaglach [RECENZJA]

„Biały Lotos” – sezon 2, odcinek 5.  Satysfakcjonująca cisza przed burzą [RECENZJA]

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Robert Solski

Robert Solski

Student czwartego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim i eskapista, który tak samo jak filmy pożera książki, a ostatnio też coraz częściej gra – i wirtualnie, i planoszowo. Stara się oglądać jak najwięcej kina niezależnego, usilnie jednak przeszkadza mu w tym słabość do blockbusterów i seriali. Lubi pisać o wszystkim, co go otacza – zwłaszcza o popkulturze.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy