W programie tegorocznej edycji Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków znalazła się nieszablonowa filipińska produkcja, która skradnie serce niejednemu widzowi. „Niech żyje Leonora!” w reżyserii Martiki Ramirez Escobar to wybuchowa komedia będąca zarazem laurką dla kina kopanego oraz gatunkowego. To udana podróż do przeszłości – do filmów klasy B, które, choć niekiedy kiepskie, to zdecydowanie zajmują jakieś miejsce w sercu większości odbiorców. To również powrót do nostalgii, po której mamy ochotę ponownie zasiąść do najlepszych niskobudżetowych filmów komercyjnych.
Jeden z bardziej zakręconych i ciekawszych filmów tego roku
Debiut reżyserski Martiki Ramirez Escobar narobił nieco szumu podczas tegorocznych festiwali. Produkcja uzyskała 11 nominacji oraz zdobyła 3 nagrody, w tym w kategorii Innovative Spirit na Festiwalu Filmowym Sundance, a także Amplify Voices Award na Festiwalu Filmowym w Toronto. Te wszystkie zwycięstwa oraz nominacje wcale mnie nie dziwią. Filipińska dyrektorka zaskoczyła wszystkich swoim filmem, w którym poziom meta wychodzi ponad skalę. Co więcej, „Niech żyje Leonora!” kojarzyła mi się momentami z tegoroczną rewelacją „Wszystko wszędzie naraz” (naszą recenzję znajdziecie tutaj) a to chyba bardzo dobry komplement. Zważywszy na fakt, że w dalszym ciągu produkcja duetu Dana Kwana oraz Daniela Scheinerta znajduje się w mojej czołówce najlepszych filmów 2022 roku.
Leonor Reyes (Sheila Francisco) kocha kino. Kocha je miłością bezwarunkową. Myślę, że nie skłamię, gdy stwierdzę, że kocha je najbardziej w świecie. Swego czasu pisała scenariusze do niskobudżetowych filmów akcji. Wychowała się na kinie kopanym ery VHS-ów i to właśnie w tym nurcie tworzyła niegdyś swoje filmy. Obecnie starsza kobieta pielęgnuję swoją pasję do kinematografii poprzez pochłanianie kolejnych produkcji na kasetach oraz płytach DVD. Nie rozumie tego jej syn, Rudy (Bong Cabrera), który w pewnym momencie podsumowuje to słowami, że mama cały czas tylko ogląda te kiepskie filmy.
Leonora wydaje się prowadzić dosyć smutne życie, któremu choć trochę kolorytu dodają właśnie wspomniane wyżej kino. Nie może pogodzić się z utratą ukochanego syna, Ronwaldo (Anthony Falcon), który został zamordowany prawdopodobnie z rąk dilera narkotykowego. Wizualizuje go jako wszechobecny w jej życiu przeźroczysty byt, który czuwa nad nią i jej rodziną. To właśnie duch Ronwaldo sprawia, że Leonora trafia na swój stary scenariusz do filmu „Powrót Kwago”. Gdy na główną bohaterkę spada (o ironio!) telewizor, kobieta zapada w śpiączkę oraz przenosi się w świat swojej wymyślonej produkcji. W tym momencie Martika Ramirez Escobar puszcza wszelkie hamulce, a „Niech żyje Leonora!” zaczyna dostarczać przeogromny poziom abstrakcji i absurdu.
Życie to nie film, ale czy aby na pewno?
Co pierwsze rzuca się o oczy w tych najbardziej zakręconych sekwencjach, to montaż oraz estetyka. Ujęcia z czasu rzeczywistego dostosowane są do klasycznych ekranów, przez co wyglądają dosyć statycznie oraz powszechnie względem innych kinowych produkcji. Gdy jednak wchodzimy w świat z „Powrotu Kwago”, ekran zmniejsza się do proporcji 4:3, kolorystyka staje się bardziej nasycona oraz pojawia się charakterystyczne ziarno. Aktorzy wcielający się w aktorów (po raz kolejny zwracam uwagę, na poziom meta, który momentami ciężko ogarnąć) grają w podobny sposób. jak grano w filmach klasy B oraz C w latach 80. i 90. XX wieku. Pojawiają się też charakterystyczne odgłosy kopnięć oraz muzyka, która przypomina ścieżki dźwiękowe takich hitów kina gatunkowego jak „Biały ogień” czy „Nieśmiertelna pięść”.
Warto również pamiętać, że „Niech żyje Leonora!” to nie tylko komedia napisana z wdzięczności do starego kina kopanego. Jest to również historia tęsknoty matki za zmarłym synem. Leonora swoje cierpienie i żałobę przelewa na papier, a dzięki śpiączce ma szansę ponownie spotkać się z Ronwaldo. Okazuje się, że to właśnie on jest głównym bohaterem jej zapomnianego filmu. Tym razem gra go Rocky Salumbides i robi to z dosadną teatralnością. Dzięki temu spotkaniu kobieta może po raz kolejny wziąć w ramiona ukochanego syna. Z drugiej strony przeraża ją to, że dokładnie wie co się wydarzy w tej historii przez co rusza synowi na ratunek, który poniekąd zmieni jej napisany scenariusz.
Martika Ramirez Escobar idealnie wpasowała się w pewną modę, jaka panuje obecnie w przemyśle filmowym – modę na uniwersa. W 2022 roku ten trend zapoczątkowało „Wszystko wszędzie naraz”, następnie była kolejna odsłona przygód Doktora Strange’a. Po drodze mieliśmy również przezabawne „Cięcie”, w którym historia przedstawiana była również na wielu płaszczyznach oraz poziomach. Do tego zacnego grona dołącza młoda filipińska reżyserka ze swoim rewelacyjnym obrazem, laurką dla kina gatunkowego, będącym zarazem opowieścią o rodzinnych więziach. Escobar raz za razem łamie wszelkie konwencje oraz zapewnia rozrywkę na najwyższym poziomie. Dysponując niezbyt okazałym zasobem finansowym, wyreżyserowała ona film ogromnym potencjale komercyjnym, który, mam nadzieję, jeszcze nie raz oczaruje nowych widzów na całym świecie.
Ocena: 7/10
Film obejrzeliśmy w ramach 16. Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków. Jeśli lubicie kino Dalekiego Wschodu bądź chcielibyście je poznać, to serdecznie polecamy go waszej uwadze. Program tegorocznej edycji znajdziecie tutaj – 16. Azjatycki Festiwal Filmowy Pięć Smaków. Zachęcamy również do przeczytania artykułu, w którym zwracamy uwagę na to, jakie produkcje warto obejrzeć podczas tegorocznej edycji – 16. Azjatycki Festiwal Filmowy Pięć Smaków – co warto obejrzeć?, a także do recenzji filmów „Arnold jest wzorowym uczniem” – Arnold jest wzorowym uczniem. Szkoła to pierwsza dyktatura w naszym życiu oraz „Yuni” – Yuni. Ciężar dojrzewania w konserwatywnej społeczności.