„Światłonoc” (znana pod międzynarodowym tytułem jako „Nightsiren”), film słowackiej reżyserki Tereza Nvotová, robi całkiem niezłą karierę na polskich festiwalach. Najpierw trafił do programu zeszłorocznej edycji Splat! Film Festival, po czym wiele miesięcy później, już w obecnym roku, wyświetlany był w ramach cieszyńskiego Kina na granicy. W sierpniu zaś „Svetlonoc” przyjechała nad polskie morze, a konkretniej: do Gdańska, gdzie brała udział w Konkursie Głównym podczas 6. Octopus Film Festival. I to właśnie w trakcie tego ostatniego przystanku udało mi się w końcu film Nvotovej nadrobić, choć pozytywne opinie na jego temat docierały do mnie już od października. Jak ostatecznie wypada filmowe polowanie na czarownice w słowackich lasach? Powiedzmy to sobie od razu – „Światłonoc” to obok „Femme”  zdecydowanie najlepszy film, jaki miałem okazje obejrzeć podczas tegorocznej Ośmiornicy.

Fabuła koncentruje się wokół 30-letniej Šarloty, która powraca do rodzinnej wioski w słowackich górach po wieloletniej nieobecności. Jak dowiadujemy się na początku filmu, opuściła ona dom bezpowrotnie gdy była jeszcze małą dziewczynką po niefortunnym wydarzeniu z udziałem młodszej siostry Šarloty, Miry. Teraz kobieta zmuszona będzie na nowo stawić czoła demonom przeszłości i przesądnym mieszkańcom, którzy we wszelkich jej poczynaniach dopatrują się  działania sił nieczystych. Lecz czy istnienie czarownic to tylko lokalny zabobon, czy kryje się za tym coś więcej? Jak odróżnić prawdę od rzeczywistości, gdy siła autosugestii zawsze bierze górę nad zdrowym rozsądkiem?

„Światłonoc” od początku oczarowuje klimatem bujnej roślinności i mglistych szczytów Słowacji. Reżyserka przykłada dużą uwagę do kreacji scenerii, zespalając losy bohaterów bezpośrednio z otaczającą ich tajemniczą naturą. Przywodzi to na myśl nieco „Wieżę. Jasny dzień”, w której to Jagoda Szelc dokonała podobnego zabiegu w naszych rodzimych górach. Na tym podobieństwa filmy Nvotovej z „Wieżą” zresztą się nie kończą – podobnie jak film Szelc, „Światłonoc” to również thriller i metafizyczny horror, w którym najbardziej przerażające jest to, co ukryte. Atmosfera niewysłowionego niepokoju towarzyszy nam przez cały czas trwania seansu, co dobrze łączy się z dynamicznym montażem i intensywną energią całości, w której napięciu sprzyja również nastrojowa, oniryczna muzyka.

Kadr z filmu „Światłonoc"
Natalia Germani jako Šarlota

Jednocześnie „Światłonoc” to przede wszystkim folk horror, choć dosyć nietypowy. Reżyserka bierze na warsztat specyfikę przesądnych, zamkniętych społeczności, w których – jak informuje nas plansza początkowa – „po dziś dzień wierzy się w istnienie czarownic”. Na przykładzie historii Šarloty widz staje się naocznym świadkiem tego, do czego prowadzić może niepohamowana wiara w przesądy i lokalne legendy, które w większości przypadków mają swoje korzenie w niechlubnych historiach ludzkiej nienawiści. Piękna, ale budząca respekt słowacka przyroda staje się w „Svetlonocy” polem bitwy, na którym rozgrywa się starcie między zabobonnym, prowadzącym do rękoczynów strachem a ludzkim sumieniem. Wszystko to obserwujemy za sprawą historii głównej bohaterki, dla której powrót w rodzinne strony wiąże się bezpośrednio z chęcią uzyskania odpowiedzi na nurtujące pytania z własnej, nieczytelnej przeszłości. Šarlota – przybywszy do wioski z pozycji obcego – staje się w oczach dawnych pobratymców czarownicą nie tylko z powodu ich zamiłowania do legend, ale również dlatego, że jest chodzącym dowodem na to, że świat zewnętrzny nie kończy się na znanej im rzeczywistości. A dla zamkniętych grup nie ma nic bardziej przerażającego niż próba asymilacji z kimś, kto owocnie wydostał się z ich opresyjnych więzów.

To, co w filmie Terezy ujmuje najbardziej, to jego niebanalność w odniesieniu do poruszanych tematów. W produkcji takiej jak „Światłonoc” bardzo łatwo byłoby sprowadzić wiele części składowych do jednego mianownika, aby umocnić proponowaną tezę. Reżyserka unika jednak tej pułapki i na każdym kroku proponuje nam przeciwwagę, przez co całość zdobywa więcej niż jeden wymiar. Nie wszyscy mieszkańcy wioski są jednoznacznie źli, podobnie jak nie wszystkie konfrontacje Šarloty w nieprzyjaznej wiosce prowadzić muszą do starć. Wielowymiarowość ma jednak swoją cenę – rzeczywistość, którą obserwujemy empirycznie, również niekoniecznie musi być tą prawdziwą. To, co nazywamy prawdą, często ukryte jest w nas samych i wychodzi na powierzchnię dopiero wtedy, gdy fantazja na temat świata weryfikuje się z rzeczywistością. A gdy dojdą do tego wyobrażenia na temat sił nieczystych… cóż, sytuacja nieco się komplikuje. I o tym właśnie jest „Światłonoc”, która jawi się przede wszystkim jako niekonwencjonalny thriller psychologiczny z energicznym tempem, w którym na pierwszy plan wysnuwają się wewnętrzne lęki – nie tylko te związane z zabobonami, ale również dotyczące skrywanej przed samym sobą, tajemniczej przeszłości. Serdecznie polecam i jestem pod dużym wrażeniem, że to reżyserski debiut, ponieważ Tereza Nvotová snuje swoją opowieść bez niemal żadnych fałszywych nut.

Ocena: 8/10

Dystrybutorem „Światłonocy” jest Velvet Spoon. Produkcja trafi na ekrany polskich kin 17 listopada.

Film „Światłonoc” wyświetlany był w ramach konkursu głównego na tegorocznej, 6 edycji Octopus Film Festival, który miał miejsce w Gdańsku w dniach 8-13 sierpnia. Zachęcamy do zapoznania się z wszystkimi naszymi tekstami dotyczącymi samego wydarzenia i prezentowanych w jego trakcie filmów.

6. Octopus FF: „Obcy porwali mi rodziców i teraz mi trochę głupio” [RECENZJA]

6. Octopus FF: „Sztuka zabijania”, czyli melanż po litewsku [RECENZJA]

6. Octopus FF: „W nich cała nadzieja” [RECENZJA]

6. Octopus FF: Dlaczego kochamy oglądać beznadziejne kino? O fenomenie pokazów VHS Hell

6. Octopus FF: „Wojny jednorożców” [RECENZJA]

6. Octopus FF: Międzynarodowy Konkurs Filmów Krótkometrażowych – Octopus Shorts

6. Octopus FF: „Pies i Robot” [RECENZJA]

 

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Robert Solski

Robert Solski

Student czwartego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim i eskapista, który tak samo jak filmy pożera książki, a ostatnio też coraz częściej gra – i wirtualnie, i planoszowo. Stara się oglądać jak najwięcej kina niezależnego, usilnie jednak przeszkadza mu w tym słabość do blockbusterów i seriali. Lubi pisać o wszystkim, co go otacza – zwłaszcza o popkulturze.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy