Kącik Popkultury

Szukaj
Close this search box.

6. Octopus FF: „Sztuka zabijania”, czyli melanż po litewsku [RECENZJA]

Gdy tylko zobaczyłem, że „Sztuka zabijania” (znana na międzynarodowym rynku jako „Pensive”, a w oryginale: „Rūpintojėlis”) w programie tegorocznego Octopusa została określona mianem „litewskiej Apokawiksy” (który to film, sam w sobie będący zręczną adaptacją podobnych formatów zagranicznych, bardzo mi się spodobał), od razu wrzuciłem film Jonasa Trukanasa na swoją listę must see do koniecznego obejrzenia podczas pobytu w Gdańsku. I wystarczyło zaledwie kilka pierwszych minut seansu, żebym wiedział, że nie pożałuję tego wyboru. Gdy na ekranie wyświetliła się plansza tytułowa o treści „Sztuka zabijania, czyli ostatni zjazd na Litwie”, momentalnie rozsiadłem się wygodnie w fotelu, szykując się na zwariowane 80 minut wypełnionych campem, głośnym techno, czerstwym imprezowym humorem i – a jakżeby inaczej – nieporadną walką o przetrwanie z dala od domu przez nafuranych nastolatków. I teraz, kilka dni po seansie, mogę rzec z pełnym przekonaniem: „Sztuka zabijania” dobrze spełniła swoją rolę jako mój osobisty film otwarcia, który doskonale wprowadził mnie w szalonych projekcji prezentowanych podczas 6. Octopus Film Festival. Film Truskanasa to świetna zabawa dla wszystkich miłośników kina gatunkowego, a zwłaszcza tych, którzy zamiast ubolewać nad losem groteskowych bohaterów wolą się z nich po prostu solidnie pośmiać.

Głównym bohaterem obrazu jest Marius – do bólu przeciętny nastolatek, który wraz z kolegami z klasy szykuje się na huczną imprezę z okazji zakończenia liceum. Generalnie nikt by raczej go nie zaprosił, ale że ekipa z wanna-be stypendystą NBA na czele zorganizowała na wiksę ogromną willę, to nie można pogardzić żadnym groszem do zrzutki. Gdy w ostatnim momencie miejscówka się sypia i impreza staje pod znakiem zapytania, Marius – podsłuchawszy rozmowę rodziców na temat przeznaczonego do sprzedaży, opuszczonego domku na obrzeżach miasta – ratuje sytuację i cały na biało prowadzi ekipę do miejsca, w którym mogą uroczyście pożegnać się z latami młodzieńczymi i tamże oddać się niekończącej się balandze bez nadzoru dorosłych. I wszystko byłoby świetnie, gdyby na miejscu nie okazało się, że ogarnięty last minute domek należał w przeszłości do artysty-psychopaty, który wymordował całą swoją rodzinę i teraz wrócił, aby ukarać nastolatków za ich ignorancję wobec pozostawionych przezeń dzieł sztuki na terenie opuszczonej posesji.

Skojarzenia z „Apokawiksą” są jak najbardziej na miejscu – schemat fabularny, zwłaszcza w pierwszym akcie, jest praktycznie ten sam. Gdy w scenie otwierającej film dyrektorka szkoły życzy absolwentom, aby na swojej życiowej drodze starali się być „łowcą zamiast zwierzyny”, to każdy miłośnik przaśnych slasherów już dokładnie wie, czego może się po „Sztuce zabijania” spodziewać. Lecz w przypadku Jonasa Trukanasa znacznie bardziej intrygujący niż w filmie Żuławskiego jest wybór protagonisty – Marius to milczek, któremu daleko do duszy towarzystwa, a bliżej do zlewającego się z tłem podpieracza ścian (albo – jak nazwaliby go bohaterowie słynnej powieści i filmu Stephena Chbosky’ego: wallflowera). Sprawia to, że dynamika między głównym bohaterem, a całą resztą towarzystwa od samego początku jest urokliwie nieprzenikniona, zwłaszcza, gdy Marius – jako bohater, dzięki któremu ostatecznie odbywa się melanż – dostaje swoje pięć minut uwagi od rówieśników. Jednocześnie kreacja głównego bohatera to jeden z największych plusów filmu, zwłaszcza w jego drugiej części, gdy rozpoczyna się część slasherowa. A to dlatego, że „Sztuka zabijania” o wiele bardziej stoi humorem i dialogami, niż egzekucją wciągającej, ekranowej sieczki. Fani stricte tego gatunku mogą się więc poczuć nieco rozczarowani, ale miłośnicy miksowania różnych pastiszowych tropów poczują się tu jak w domu.

Bohaterowie „Sztuki zabijania” z Mariusem na czele na krótko przed rozpoczęciem imprezy ich życia

Wynika to nie tylko z udanej kreacji (i zaskakującej psychologicznej podbudowy) postaci Mariusa, ale i całej reszty obsady, z której każdy jest odświeżeniem dobrze znanych archetypów. Humorystyczny prym zdecydowanie wiedzie za to Martynas Berulis jako Zygi – pocieszny klasowy stoner o łysej czaszce, który od momentu pierwszego pojawienia się na ekranie kradnie niemal każdą scenę, w której się pojawia. Dobrze spisuje się tu jednak cała obsada, która w uroczy i nienachalny sposób odgrywa spektakl imprezowej młodzieży ze wszystkimi jej niezręcznościami i namiętnościami. Tak duże oparcie historii przedstawionej w „Sztuce zabijania” na bohaterach było strzałem w dziesiątkę i pokazuje, że reżyser doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że jego slasher jest tylko tak dobry, jak uczestniczący w nim bohaterowie.

No dobra, ale co z tytułowym zabijaniem? Jeśli ktoś oczekuje po filmie Trukanasa drugiego Terrifiera, to może wyjść z sali zawiedziony, ale jeśli bliżej wam klimaty wspomnianej już „Apokawiksy” czy letnich amerykańskich horrorów w stylu „The Quarry” to jest spora szansa, że będziecie się na „Sztuce zabijania” doskonale bawić. Główny przeciwnik jest dosyć pretekstowy, ale na tyle przerażająco groteskowy, że spełnia swoją rolę tutejszego Jasona. Więcej tu wstrzymywania oddechu i ucieczki, niż rozpruwania flaków, ale w przypadku tej historii to bardzo dobrze, bo zamiast wykreślać kolejne postaci z listy żywych możemy jako widzowie skupić się na ciągle zmieniającej się dynamice między tymi, którzy pozostali przy życiu. I w tym właśnie tkwi cała siła „Sztuki zabijania”, który to film przypadł mi do gustu przede wszystkim ze względu na przenikliwie (i nie tylko humorystyczne) studium przypadku sytuacji masakry wśród wiarygodnych nastolatków, którzy do samego końca spierają się nie tylko z szaleńcem goniącym ich z maczetą, ale również… cóż, jak to nastolatkowie, przede wszystkim ze swoim własnymi ego, pierwszymi (i toksycznymi) miłostkami i oczekiwaniami na temat życia skonfrontowanymi z rzeczywistością. To właśnie nastoletnie hormony – jak udowadnia nam „Sztuka zabijania” – są prawdziwym źródłem zagrożenia i oliwą dolewaną do ognia potencjalnej masakry.

Ocena: 7/10

„Sztuka zabijania” brała udział w konkursie głównym tegorocznej, 6 edycji Octopus Film Festival, który miał miejsce w Gdańsku w dniach 8-13 sierpnia.

Zachęcamy do zapoznania się z wszystkimi naszymi tekstami dotyczącymi samego wydarzenia i prezentowanych w jego trakcie filmów.

6. Octopus FF: „Obcy porwali mi rodziców i teraz mi trochę głupio” [RECENZJA]

6. Octopus FF: „W nich cała nadzieja” [RECENZJA]

6. Octopus FF: Dlaczego kochamy oglądać beznadziejne kino? O fenomenie pokazów VHS Hell

6. Octopus FF: „Wojny jednorożców” [RECENZJA]

6. Octopus FF: Międzynarodowy Konkurs Filmów Krótkometrażowych – Octopus Shorts

6. Octopus FF: „Pies i Robot” [RECENZJA]

6. Octopus FF: „Światłonoc”. Człowiek człowiekowi wiedźmą [RECENZJA]

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Robert Solski

Robert Solski

Student czwartego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim i eskapista, który tak samo jak filmy pożera książki, a ostatnio też coraz częściej gra – i wirtualnie, i planoszowo. Stara się oglądać jak najwięcej kina niezależnego, usilnie jednak przeszkadza mu w tym słabość do blockbusterów i seriali. Lubi pisać o wszystkim, co go otacza – zwłaszcza o popkulturze.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy